Oprócz typowo miejskich atrakcji Edynburga, które znajdziecie w tutaj, tym co przyciąga wielu turystów jest Góra Artura (The Arthur’s Seat), czyli największe wzniesienie w parku Holyrood. Aby się do niej dostać, wystarczy przejść ulicą Royal Mile aż do rezydencji królowej i szkockiego parlamentu.
Edinburgh is not only quaint old town and cosy pubs! Those who like hiking, spending time outdoors and getting some physical exercise will be delighted to visit the Arthur’s Seat – the highest hill bidding amazing views over Edinburgh. It’s located in the Holyrood Park and to get there, just follow the Royal Mile until you reach The Queen’s residence and the site of Scottish Parliament. You won’t get lost on the way.
Stamtąd na szczyt prowadzi wiele szlaków, w zależności od kondycji fizycznej i ilości czasu. Można wybrać bardzo łagodne i czasochłonne podejście, jak bardziej strome, za to serwujące doskonały widok na całe miasto. Próbowałyśmy z Asią wycelować w jakieś „średnie” podejście, ale oczywiście wylądowałyśmy na najkrótszym i najbardziej stromym (które i tak w sumie było łatwe).
There are many paths leading to the summing of the Arthur’s Seat. Depending on your fitness and amount of time, you can either choose a long but easy trail, or a shorter but steeper one. Joanna and I were shooting for something of mid-level of difficulty, but of course, we ended up on the steepest way. To be frank, even that one wasn’t too difficult.
Widoki na szczyt były prze-cu-do-wne. Warte chodzenia i ślizgania się po kamieniach nawet w japonkach.
The views were truly breath-taking and no wonder King Arthur chose this spot for his seat. I dare say it was worth climbing even in flip-flops.
Tak, w japonkach. Na Górę Artura weszłam w japonkach i byłam jedyną osobą na szlaku prezentującą to niepasujące do okazji obuwie. Dlaczego? Dzień wcześniej tak zmaltretowałam stopy nierozchodzonymi butami, że … nie mogłam ich w nie na drugi dzień włożyć. To znaczy, samo włożenie nie było tak problematyczne, co chodzenie w butach. No po prostu nie. Wolałam już uchodzić za nieodpowiedzialną turystkę, niż umierać z bólu w trekach. Przed wejściem na Górę Artura zrobiłyśmy szybki nalot na Boots, gdzie zakupiłam upragnione klapki (kto by brał klapki z domu, pff, po co). I poszłyśmy.
Yes, the series of unfortunate events which started in Glasgow continued throughout our visit to Edinburgh. After the previous day, my feet were so painfully sore, that I couldn’t bear walking in my hiking shoes. Instead, I went to Boots where I bought flip-flops (forgot to take mine, of course…) and I can proudly say that I was the only person to walk up the Arthur’s Seat in flip-flops. ;-D
Na samym szczycie wiało tak mocno, że po pierwsze, nie słyszałyśmy własnych słów, po drugie, jeszcze chwila, i byśmy odleciały.
It was so incredibly windy at the top, that we could barely hear each other’s shouts and there were moments where I seriously thought we would fly away.
W drodze powrotnej zdecydowałyśmy się iść skrótem. W jednym jesteśmy z Asią do siebie bardzo podobne. Lubimy wyzwania i jak już coś nam wpadnie do głowy, to nie ma zmiłuj. Takim sposobem wpakowałyśmy się na sam środek bardzo stromego zejścia, porośniętego wysoką trawą. Ponieważ w poprzednim dniu prawie ciągle padało, ślizgałyśmy się po rozmokniętej ziemi i trawie. Zmieniłam klapki na treki tylko w momencie kiedy musiałam dokonać wyboru między zjazdem na tyłku w błocie, a wytrzymaniu kilku minut w ciasnych i obgryzających butach.
On our way back, Joanna and I decided to take a shortcut. Of course, I’d like to add! There is something special that both Joanna and me are known for: we like challenges. We have task-focused mind-sets. Once we get hooked upon some idea or, even better, a challenge, we just can’t let it go. Because of that, we ended up on a terribly steep and slippery slope of the Arthur’s Seat. Although it was indeed a shortcut, we could barely walk, as the wet soil and long grass were extremely slippery and we had to mind our steps. This was the only moment when I had to choose between sliding down on a muddy slope on my butt OR enduring a few minutes in uncomfortable shoes and keeping my butt safe. I grit my teeth and changed my shoes.
Podsumowując, powiem tyle: jeżeli możesz wpaść do Edynburga, to nawet się nad tym nie zastanawiaj, tylko pakuj plecak. A jeżeli nie miałeś tego w planach, to czas najwyższy to zmienić. Edynburg Cię zachwyci!
Summing up the Edinburgh chapter of that trip, I can say that if you have a chance to visit this place, don’t think for a moment. It’s absolutely worth it. And if you don’t have such a chance, just create it. :-D Angels with bagpipes are waiting!
Here some practical info:
We slept in a newly-opened dorm for students. It was the cheapest we could find and the standard was really high. Note: rooms are for one person, so we actually had to share a bed.
Edinburgh Castle ticket: 16.50 GBP
Camera Obscura& World of Illusions (photo here – we did not enter, but I would love to!): 13.95 GBP; Students 11,95 GBP
The Edinburgh Dungeon: 16:95 GBP
Main dish (incl. fish and chips) at Albanach: 12 GBP
Burgers: 10-11 GBP
Coffee: 2.78-3 GBP
Pint of beer: 3-5 GBP
12-year old whisky: approx. 4 GBP
21-year old whisky: 7-8 GBP