Interwały, łódzkie bramy, festiwal kolorów, świetliki na Waligórze i pierwszy tysiąc na Facebooku – czerwiec dział się intensywnie.
Najważniejsza rzecz, jakiej się dowiedziałam o nawykach
Zacznę od czegoś pozornie niepowiązanego z podróżami, ale jednocześnie cholernie ważnego. Piszę to, bo może Tobie też się przyda.
Ogranicza Cię, regularnie niszczy Twoje ambitne plany, sprawia, że czujesz frustrację i niezadowolenie z siebie. Podkopuje Twoją pewność siebie. Kto? A raczej, co?
Nawyk.
Zbyt późne wstawanie, zostawianie przygotowania ubrań do pracy lub na uczelnię na rano, kiedy nie masz już czasu tego ogarnąć bo zaspałaś; podjadanie kiedy nie powinnaś, spontaniczne kupowanie pierdół, których tak naprawdę nie potrzebujesz,. I cała masa innych, pozornie niewielkich, nieznaczących czynności, które albo ciągną Cię do góry, albo pogrążają.
Jakikolwiek ten nawyk by nie był, pewnie chcesz go zmienić, pozbyć się go, ale Ci nie wychodzi. Wiesz dlaczego? Bo próbujesz sobie coś odebrać, nie dając nic w zamian. Brzmi trochę jak Paulo Koeljo, ale to prawda.
Spróbuj zamienić stary, zły nawyk na coś co lubisz, ale co nie jest destrukcyjne. Nie możesz pić aż tyle kawy? Poeksperymentuj ze zbożową. Nienawidzisz wstawać rano? Stwórz rytuał robienia mega dobrego śniadania. Wydajesz za dużo pieniędzy na głupoty? Wypłać gotówkę, trzymaj kartę w domu, a zaoszczędzoną kasę wydaj na coś super, na przykład BILETY. To naprawdę działa. U mnie zadziałało tak, że…..
20 kg …. różnicy
Nie, to nie to co myślisz. ;-) Chodzi o obciążenie.
Kilka dni temu, robiąc jedno z moich ulubionych ćwiczeń na siłowni (seated leg curl, nie mam pojęcia jak to nazwać po polsku), czując że mam dosłownie nogi w ogniu, spostrzegłam, że robię właśnie 20 kg więcej, niż cztery miesiące temu. DWADZIEŚCIA kilo więcej. To samo z innymi ćwiczeniami. Podnoszenie sztangi z bioder: 10 kg więcej (a zaczęłam to robić jakieś 6 tygodni temu). I to nie są tylko cyferki, ale ja po prostu czuję większy power kiedy idę po zakupy, kiedy biegam, kiedy chodzę po górach (o czym niedługo pojawi się wpis), a coraz bardziej widoczne efekty jeszcze bardziej mnie napędzają do regularnego działania. Robię się może trochę monotematyczna, ale siłownia to dla mnie odkrycie tego roku. Chyba żadna zajawka jeszcze nie trwała u mnie tak długo, jeszcze nic tak płynnie nie weszło mi w NAWYK jak regularne chodzenie na siłownię.
Jak to jest, że aż do marca nie mogłam się zmusić, żeby pochodzić na siłownię dłużej niż 3, góra 4 razy pod rząd (i to w okresie 2 miesięcy), a teraz chodzę co dwa dni i w ogóle nie jest to dla mnie problemem?
To proste: znalazłam coś, co lubię. Gdybym nagle musiała teraz przestać robić interwały i ćwiczenia siłowe i ograniczyć się, na przykład, do cardio, to wszystko szlag by trafił. Cardio po prostu nie znoszę: jest długie, nudne i nie przynosi żadnych efektów, w przeciwieństwie do interwałów, które dosłownie podnoszą mi ciśnienie tak, że się ze mnie leje, ale to właśnie wtedy czuję, że żyję – jakkolwiek kiczowato to nie brzmi.
Tak samo działają wszystkie inne nawyki: zmiana musi się wiązać z jakąś przyjemnością, inaczej jesteś skazana na porażkę. Bo czy porażką nie jest kiedy z niechęcią coś robisz, męczysz się i w ogóle masz wszystkiego dość? To nie o to chodzi; grunt to znaleźć coś, co się autentycznie lubi i czerpać radość z robienia tego, bez pospiesznego ciśnięcia do rezultatów. Nie ma sensu się męczyć, serio.
A jeśli ciekawi Cię ten temat bardziej, to zostawiam kilka przydatnych linków.
Moje niedawne odkrycie – brakowało mi POLSKIEJ dziewczyny, która z sensem omawiałaby tematy związane z siłką i pokazywała jak poprawnie robić ćwiczenia. I wtedy znalazłam ją – Dźwigaj Dziewczyno, polecam bardzo, laska jest po prostu świetna (możecie ją kojarzyć z kanału Warszawski Koksu, bo to jego dziewczyna).
Kalkulator zapotrzebowania kalorycznego – nie liczę jakoś bardzo kalorii, ale warto zobaczyć ile powinno się jeść aby utrzymać, zwiększyć, zmniejszyć wagę.
Rzecz o interwałach i dlaczego cardio nie działa, dla mnie przełom w podejściu do ćwiczeń, początek wielkiego fitnessowego big love. :3 Gość mądrze gada, więc jak myślisz o zmianie nawyków żywieniowych, to polecam sobie posłuchać, co mów. Jedna z ważniejszych rzeczy – diety są ZŁEEEEE. :D
Łódzkie perypetie
W czerwcu pojechałam do Łodzi i o wszystkich dziwnych rzeczach, jakie mi się tam przytrafiły, możesz przeczytać tutaj. Warto, szczególnie dla bardzo kreatywnych epitetów, jakie przyszło mi nad ranem w hostelu wymyślać.
Dużo sztuki w Poznaniu czyli Malta Festiwal
Co roku, kiedy kończy się festiwal Malta, obiecuję sobie, że za rok to już na pewno nie zapomnę kupić wcześniej karnet i odebrać wejściówki. No i zawsze zapominam. Tym razem wybawicielką okazała się Ela, która przypomniała mi o wydarzeniu, do którego jak się dodałam, tak zapomniałam. Festiwal Kolorów, bo o nim mowa, rozpoczynał tegoroczną edycję festiwalu Malta, który na dwa tygodnie sprawia, że serce Poznania bije na Placu Wolności. Zabawa świetna, aparat doczyściłam.
Drzewka, palmy, hamaki, leżaki, pufy przypominające trawę, książki, spotkania, przedstawienia, tańce, no po prostu wszystko co w Poznaniu najlepsze dzieje się właśnie w drugiej połowie czerwca.
Najstraszniejszy escape room ever
W czerwcu poszłam znowu do escape roomu. Tym razem ze znajomymi z pracy. Nie wiem co mnie podkusiło, ale zarezerwowałam pokój rzekomo najstraszniejszy w Poznaniu. Takie „naj” opinie zawsze biorę z przymrużeniem oka, ale teraz, przeżywszy to, mogę potwierdzić. Chętnie napisałabym co tam się działo, ale nie chcę spoilerować w razie gdyby ktoś z was wpadł na ten szalony pomysł i też tam chciał iść. No dobra, powiem tylko tyle: tam się coś rusza i zaczyna się w pewnym sensie osobno. W klatkach. A na regulaminie widnieje napis: nieodpowiednie dla kobiet w ciąży i osób chorych na apopleksję. Aha, wcale nie byłam osobą, która się najbardziej bała. W sumie, to całkiem sporo się śmiałam. Wiecie, taki śmiech przez zaciśnięte zęby i łzy.
Przygodowy Dolny Śląsk
O tym dopiero pojawi się wpis, ale na teraz powiem tyle: to były dwa dni naszpikowane przygodami. Do Świdnicy pojechałam spotkać się z Hanną, kobietą żyletą, która, wtedy kiedy ja wylatuję na Islandię, wylatuje na Sri Lankę, skąd na razie nie wraca, bo zaczyna swoją podróż dookoła świata. Z nami to jest tak, że obie jakoś działamy na przygody jak magnes i przez to nie nudziłyśmy się w ten weekend ani minuty. Były chwile lekkiej grozy, picie piwa pod rozgwieżdżonym niebem, mnóstwo kilometrów w nogach i odstraszanie dzikich zwierząt w ciemnym lesie niecenzuralnym ciągiem słow. :D
Przygotowania do wyjazdu na Islandię
Już za niecały miesiąc wylatuję na Islandię i zaczynam być lekko zestresowana. Niemal dwa tygodnie spędzę praktycznie ciągle w drodze, za dach mając jedynie namiot i czymś, co mnie najbardziej przeraża, to pogoda. I teraz odwracają się nasze role: ja schodzę z krzesełka blogerki, bo akurat o Islandii jeszcze niewiele wiem. Szukam informacji o Islandii, szczególnie od osób z doświadczeniem trekkingowym. Jeśli takie masz lub coś Ci się obiło o uszy, DAJ MI ZNAĆ. ;-) Będę wdzięczna.
Taki to był czerwiec. Mógłby trwać przez kolejne pół roku, nie pogardziłabym. A co U Ciebie?