O tym jak wybrałyśmy się na ITB
Słowo daję, wstając o 3:30 nad ranem w środę 9 marca, ostatnią rzeczą na jaką miałam ochotę był wyjazd na targi ITB w Berlinie. Chciałam wtedy jedynie zostać w łóżku, najlepiej do południa. Hop, hop, kto jeszcze tak ma, że przed wyjazdem, największym marzeniem jest zostać w domu?
Nie mogłam jednak olać sprawy z dwóch powodów. Powód pierwszy był taki, że już komuś powiedziałam, że na te targi pojadę i wyciągnę z nich jak najwięcej. Głupio by mi potem było przyznać się, że wolałam się WYSPAĆ. Powód numer dwa, równie ważny, jak nawet nie najważniejszy, to Agnieszka z CityBreak.Me. Otóż, na targi jechałyśmy razem i po prostu nie mogłam w ostatniej chwili się z tego wycofać. A w sumie, po kilku minutach od wstania z łóżka, to już nawet nie chciałam, bo poczułam zew przygody i magiczny wanderlust.
ITB Berlin 2016 w liczbach
ITB Berlin to świat rozmieszczony w kilkunastu halach na 160 tysiącach metrów kwadratowych. TYSIĄCACH. METRÓW. KWADRATOWYCH. ITB Berlin czyli Międzynarodowa Giełda Turystyczna (Internationale Tourismus-Börse), to także największe targi turystyczne w Europie, które w tym roku obchodziły pięćdziesięciolecie. To sobie wybrałyśmy okazję, nie?
Największe, czyli jakie? – możesz zapytać. Żeby to jakoś lepiej zobrazować, pokusiłam się o zrobienie mini infografiki.
Jak widzisz, ITB Berlin prezentuje się naprawdę imponująco. Co innego jednak liczby, nawet tak okazałe, co innego kiedy w jeden dzień musisz te wszystkie hale obejść na własnych nogach. W dodatku trzymając torbę z materiałami i aparat. I litr wody mineralnej. I sok pomidorowy. Pod koniec dnia czułam się jak koń wyścigowy po maratonie po Saharze i mam uzasadnione podejrzenia, że Agnieszka czuła się podobnie. Kiedy targi oficjalnie się zamknęły, zaległyśmy na ławeczce naprzeciwko ubikacji, gdzie nie było absolutnie nic ciekawego i przesiedziałyśmy tak dobre 40 minut dając odpocząć nogom i wymieniając wrażenia.
ITB Berlin – organizacja
Jeden dzień na dokładne obejście targów to zdecydowanie za mało, szczególnie jeżeli chcesz porozmawiać z ludźmi reprezentującymi regiony, które cię interesują. Ja nastawiałam się głównie na Kolumbię (moje marzenie podróżnicze numer jeden), Uzbekistan (chcę zobaczyć zanim morze aralskie całkiem zniknie!) i Jordanię (bo wybieram się tam w listopadzie), oraz Bałkany (bo je po prostu uwielbiam!). O ile porozmawiałam z kim chciałam, to czuję lekki niedosyt, bo mogłam porozmawiać dłużej i bez pośpiechu, a tak to trzeba było pilnować czasu.
Kilkanaście (a może już kilkadziesiąt?) hal targowych podzielonych jest kontynentami. W tym roku zaczęliśmy od hali dedykowanej różnym stylom podróży. Były tam stoiska z wyprawami LGBT, podróżami biznesowymi i technologią. Na samym początku, zaraz jak tylko weszliśmy – przez cały dzień towarzyszył nam także Rafał z HotelSpotter.pl, zagadała do nas filigranowa Tajka i zaproponowała krótki masaż. Naszą pierwszą odpowiedzią było „nie teraz”, ale zdanie zmieniłyśmy jakieś 30 sekund później, widząc jak ten masaż wygląda. Teraz się cieszę, bo było naprawdę fajnie. Najbardziej zdziwiło mnie to, że ta kobieta była naprawdę malutka, a miała bardzo dużo siły w rękach. Po 5-minutowym masażu czułam się tak jakbym miała zaraz iść spać, tak rozluźniona i zrelaksowana, że chodzenie po hali między kolorowymi i głośnymi stoiskami wydawało się surrealistycznym snem.
ITB Berlin jak podróż dookoła świata
Po tematycznej hali, zaczęły się hale pogrupowane kontynentami. I tak w jednym miejscu można było obejść wszystkie państwa przez które prowadził Szlak Jedwabny, zajrzeć co słychać w Izraelu I Jordanii, jak się miewa Afryka północna, co w Europie piszczy. Najlepsze jest to, że przechodzenie z jednej hali do drugiej, to jak prawdziwa podróż przez kontynenty. ITB Berlin to taka mini podróż dookoła świata na własnych nogach. Pomimo tego, że zajmuje „jedyne” 160 tysięcy m2, może być bardzo męcząca.
Targi ITB Berlin organizowane są z prawdziwą pompą i widać gołym okiem jak bardzo dany kraj chce się promować, jaki ma budżet i czym chce przyciągnąć klientów. I czy jest to kraj popularny czy dopiero zaczyna się w turystyce rozwijać. Stoisko Izraela oferowało darmowy sok i kawę a na tabletach widniały zdjęcia pustyni. W Niemczech można było zjeść mini burgery i napić się szampana w takt dość przaśnej muzyki. W Birmie dostałam siedem wizytówek, ale nie wiem do kogo należą, bo uroczy młodzieniec, który mi je wręczył nie mówił po angielsku ani niemiecku, ale za to rozbrajająco się uśmiechał. Na stoisku biura podróży organizującego przejazdy autokarowe przez Albanię i Macedonię można było…. wziąć wydrukowane, żółte ulotki, o ile się to stoisko w ogóle zauważyło. Nowy Jork, mający naprawdę okazałe stoisko, dumnie prezentował żółte taksówki, Mongolia postawiła na promowanie nomadzkiego stylu życia, Uzbekistan to Samarkanda, takie odniosłam wrażenie, o Aralu jakoś nikt nic nie mówił, Ukraina mocno podkreślała walory Lwowa i Kijowa, a jak na Litwę, to do Troków. Egipt, mimo, że jakoś pustawy, postawił na piramidy i … w połowie roznegliżowanych faraonów, którzy tak naprawdę byli misterami Niemiec. Bardzo mi się to podobało, że w jeden dzień obejrzałam cały świat. Nawet jeżeli był trochę przerysowany.
Każda potwora znajdzie swego amatora, czyli Islandia vs. Bristol
Agnieszka reprezentuje city breaki, bardziej wygodne niż niewygodne. (Aga, pamiętam jak rozmawiając z panem z Bristolu użyłaś słowa „convenient”, stąd ta moja teza! :-D). Ja lubię się wyłazić na łonie natury, chociaż osobiście wolę wyrażenie „wymechacić na łonie natury” co oznacza zmachać się, spocić, wymęczyć tak, że mnie potem całe ciało boli. Wtedy jestem szczęśliwa i zrelaksowana. Na targach są dziesiątki tysięcy różnych wystawców i każdy z nich oferuje inne usługi i szuka innych ludzi. Miałyśmy z Agnieszką dwie sytuacje, które bardzo dobitnie pokazały nam, że każda z nas może zdziałać osobno bardzo wiele, ale łącząc siły, możemy zdziałać jeszcze więcej.
Rozmawiając z przedstawicielami biura organizującego wakacje na Islandii, momentalnie zadziała się między nami chemia. Kiedy usłyszeli, że sama włóczę się po dziwnych miejscach i lubię to, dosłownie oczy im się rozpaliły i rozmowa popłynęła. Wydawali się absolutnie zafascynowani ideą „solo female travel”, a ja w końcu zobaczyłam, że nie tylko ja w to fanatycznie wierzę. Na city breaki Agnieszki zareagowali bez większego entuzjazmu, ale uprzejmie i miło. Potem poszłyśmy do stoisk z Wielką Brytanią. Ja chciałam porozmawiać z kimś z Kumbrii, a Aga szukała fajnych miast. Trafiłyśmy do jednego prze-uprzejmego pana, który na moje outdoorowe wygibasy zareagował, a jakże, uprzejmie, ale bez entuzjazmu, za to z Agnieszką nie mógł się nagadać o Bristolu. Wniosek – ile ludzi, tyle potrzeb, naprawdę, a na rynku turystycznym te potrzeby są teraz bardzo dobrze zaspokajane.
„We offer highly tailored trips” czyli trendy w turystyce
Uwaga, znawcą nie jestem, ale to co zaobserwowałam na ITB Berlin da się podsumować jednym zdaniem: powiedz nam kim jesteś, a my dobierzemy ci wakacje. W Poznaniu wystawcy oferowali wycieczki i usługi, do których klient musi się dostosować, a w Berlinie klient mówił co go interesuje, a wystawca stawał na głowie, żeby spełnić (prześcignąć?) jego oczekiwania. Większość wystawców, z którymi rozmawiałam podkreślała, że jakieś ramowe programy to oni mają, ale tylko poglądowo. Tak naprawdę, to wszystko jest dostosowywane do potrzeb klienta. Taki trochę bezpieczny backpacking, tyle tylko że ktoś za ciebie niesie plecak, nie musisz rezerwować sobie noclegów ani wyszukiwać najlepszych połączeń, bo biuro podróży za ciebie to zrobi. Myślę, że to będzie coraz większą konkurencją dla all inclusive, przynajmniej za granicą (bo patrząc na tendencje w Polsce, sądzę, że all inclusive ma się bardzo dobrze).
ITB odzwierciedleniem tego, co dzieje się na świecie
Egipt i Tunezja, pomimo dużych i rzucających się w oczy stoisk, były raczej puste. Egiptowi nie pomogli nawet przystojni misterzy z Niemczech ani faraon, który siedząc za biurkiem, chętnie pozował do zdjęć. Podobnie w Tunezji – tłumów tam niestety nie widziałam. Izrael zajmował jedną halę razem z Jordanią, chociaż na Jordanii o wiele mniej się działo. Garstka ludzi i kilka różnych prospektów, a w sąsiadującym Izraelu niemal impreza. Darmowa kawa, sok, woda, poprzebierani ludzie robiący hałas i zwracający uwagę zwiedzających targi. Dopiero dwie hale dalej stała raczej skromna i niewielka Palestyna. Geograficznie się to nie spina, wiadomo więc, że w grę wchodzi polityka, nawet na targach turystycznych w Berlinie. Żal mi, że nie zdążyłam dojść do hali z Bałkanami bo tam też na pewno byłoby ciekawie.
Gdzieś tam są ludzie nadający na tych samych falach co Ty, dlatego nie zmieniaj swoich fal!
Mam bzika na punkcie Kolumbii. Gdyby nie to, że odmówiono mi urlopu bezpłatnego, właśnie teraz cieszyłabym się włóczęgą po Ameryce Południowej, a tak, to marzenie musi jeszcze odrobinkę poczekać. Poczekać, dojrzeć i urosnąć jeszcze bardziej. Nie mogłam jednak odmówić sobie zapolowania na kogoś z Kolumbii i podpytania o kilka kwestii, które nurtowały mnie najbardziej, na przykład bezpieczeństwo jeżeli podróżuje się samemu. I jest się rudą kobietą. Trafiłam na prze-serdeczną babeczkę reprezentującą Medellin, z którą rozmawiało mi się jak ze starą dobrą znajomą. Jej ze mną chyba też się dobrze rozmawiało, bo w pewnym momencie, robiąc mega skonspirowaną minę, schowała się pod stolik i wyciągnęła z niego dużą, mega fajną torbę. I mówiąc „Don’t tell anybody, I can give it only to special people and you are special”, wręczyła mi ją. :D Ale to nie koniec. Wtedy zanurkowała pod stolik jeszcze raz i wynurzyła się z niego z pudełkiem kokosowo-karmelowych słodyczy kolumbijskich i mnie poczęstowała.
Stamtąd udałam się do stoiska biura organizującego indywidualne wyprawy po Kolumbii i to spotkanie to już w ogóle jakiś cud. Dziewczyna, która ze mną rozmawiała cztery lata temu udała się SAMA w podróż do Ameryki Południowej, spędziła w Kolumbii kilka miesięcy i tak jej się tam spodobało, że teraz tam mieszka i pracuje. Wspaniale było porozmawiać z kimś tak podobnie myślącym co ja. Te same fale radiowe jak nic.
„Zajęte” czyli jak zmęczenie płata figle
Już wspominałam, że obejście targów w jeden dzień jest mocno wyczerpujące. Po zakończonej imprezie, kiedy po targach w coraz luźniejszej atmosferze ludzie chadzali popijając radośnie piwo, my z Agnieszką powoli opuszczałyśmy Messedamm 22. Chciałyśmy coś zjeść. Coś dobrego w miejscu, gdzie mogłybyśmy przeczekać półtora godziny dzielące nas od przyjazdu Polskiego Busa. Po kilkunastu minutach trafiłyśmy do restauracji wietnamskiej VIET, co się dobrze składa, bo to właśnie do Wietnamu Aga jedzie za kilka miesięcy. Po zjedzonym posiłku zachciało mi się do toalety. Podeszłam do baru zapytać pani Wietnamki gdzie jest toaleta, a ona mi na to odpowiedziała „ZAJĘTE”. Moją pierwszą myślą było „Kiedy ja się kur*a zdążyłam tak narąbać?”, bo jednak sytuacja w której Wietnamka opowiada „zajęte” na moje pytanie zadane po angielsku, podczas gdy jesteśmy w Niemczech wydała mi się wtedy wielce nieprawdopodobna i surrealistyczna. Główną rolę grało tutaj też zmęczenie. Myślałam, że mi się tak strasznie przesłyszało. Dopytałam drugi raz i pani odpowiedziała to samo. Nawet powtórzyła trzeci raz, że zajęte. Moja ciekawość rozbudzona do granic kazała mi podrążyć temat. I okazało się, że pani mieszkała w Polsce przez pięć lat i po polsku się naprawdę nauczyła mówić. Ja nie byłam narąbana, ta sytuacja naprawdę miała miejsce.
I tak oto city break w środku tygodnia powoli się kończył, kiedy usiadłyśmy z Agnieszką na średnio wygodnych czerwonych fotelach i zasnęłyśmy po kilkunastu minutach.
Warto było.
ITB Berlin – informacje praktyczne
Jak i kiedy dojechać na ITB Berlin?
Nic prostszego. Zapamiętaj sobie ten adres: Messedamm 22. To właśnie przy tej ulicy zlokalizowane są targi ITB. Targi trwają pięć dni, zwykle w drugi weekend marca. Pierwsze trzy dni są branżowe, weekend jest otwarty dla wszystkich. Bilet jednodniowy kosztuje 12 Euro (kupiony przez Internet) lub 15 Euro (kupiony na miejscu). Aga i ja, z racji posiadania blogów i akredytacji blogerskiej, weszłyśmy za darmo.
Dojazd na ITB Berlin autobusem
Moim zdaniem, najłatwiej na targi dojechać autokarem. Główny dworzec autobusowy w Berlinie, czyli tak zwany ZOB, znajduje się dosłownie rzut beretem od targów. Wystarczy przejść dosłownie 300 metrów i już jesteśmy na targach. Kieruj się na wieżę. ;)
Dojazd na ITB metrem
Targi są niestety dość daleko od dworca, ale dojazd nie jest skomplikowany. Wystarczy wsiąść na dworcu w metro U2 i wysiąść na „Messe Nord”. Stamtąd już widać targi.
Acha, z zakwaterowaniem może być ciężko. W znalezieniu czegoś odpowiedniego może za to pomóc Hotel Spotter, który zna kilka trików, jak tanio znaleźć dobre hotele.
A wy? Kto był na ITB? Jak wasze wrażenia?
Pin this post!