No i BUM, mija mi dzisiaj 27 rok! A nawet 28! A wydawało mi się kiedyś, że starszym niż 25 po prostu nie można być. Jeszcze do zeszłego roku wizja starzenia się mnie absolutnie PRZERAŻAŁA. Jak to, ja mam mieć 25, 26 i więcej lat? Przecież nie zrobiłam jeszcze tylu rzeczy! Bez ściemy, wydawało mi się kiedyś, że wszystkie najlepsze rzeczy robi się do 25/26 roku życia, a potem to już kiła mogiła. Zero podróży, smutna, długa dorosłość.
Teraz zupełnie nie wiem dlaczego tak myślałam, chociaż coś mi świta, że może dlatego, że mając te 25, 26 lat niezbyt fajnie się u mnie działo. Straszne byłam pogubiona i zamiast siebie, słuchałam rad innych. Nie zawsze, wiadomo, ale zupełnie niepotrzebnie przez pewien czas uwierzyłam, że nie uda mi się wyrwać ze schematów.
A od kilku miesięcy mi się jednak udaje. Od kilku miesięcy przygotowuję też podstawy do czegoś innego, większego. Do zmian, które zadzieją się w kolejnym moim roku. Dużo pracy, dużo rozkminiania, dużo stresu, ale WIEM na milion procent, że to dobry kierunek. Sorry, że tak enigmatycznie, coming out zrobię w styczniu 2017.
Edit 28: Teraz już wiecie, że chodziło o fotografię. O moje portfolio i drugą stronę: http://kingamadro.com. Jak rok temu postanowiłam zająć się tym na poważnie, tak zrobiłam. Zaliczyłam po drodze trochę błędów, dużo rzeczy udało mi się osiągnąć dzięki intuicji i niegasnącym wsparciu najbliższych mi osób. To co nauczyłam się doceniać dopiero w ciągu ostatniego roku, to kobieca, solidarna przyjaźń. Grono najbliższych mi koleżanek nie jest jakoś wybitnie szerokie, ale wiem, że mogę do nich iść jak w dym i najgłupsze pytania nie pozostaną bez odpowiedzi. To kompanki w ogarnianiu strategii biznesowych, kibice w moich czasem szalonych pomysłach, często surowe komentatorki, podpowiadające, że to zdjęcie to jest jednak chujowe i lepiej żebym go światu nie pokazała. Potrafiące też docenić i pochwalić moje „sztosy”. Jestem ULTRA wdzięczna. Co poza tym z fotografią? W ciągu roku zrobiłam dziesiątki sesji, 2 TB zdjęć, milion eksperymentów. Bez kokieterii, bez ściemy, jest duży postęp. I zupełnie inna świadomość fotograficzna. I co ciekawsze, mimo, że jestem na rynku relatywnie świeża, mój kalendarz systematycznie się wypełnia. Jestem coraz bliżej momentu, kiedy trzeba będzie podjąć kolejne trudne decyzje.
Zanim do tego dojdzie, chcę się podzielić kilkoma przemyśleniami. Nie wszystkie „objawiły” mi się w tym roku, ale w tym jakoś mocniej je wdrażałam. No to jedziemy!
Mam tylko JEDEN czas, tak samo jak każdy inny człowiek na ziemi. Mój czas to tak naprawdę mój największy kapitał, ale najdroższy, bo nie mogę go nijak odzyskać. Dlatego też, nie mam zamiaru marnować swojego, nieodnawialnego czasu na jednostronne relacje. Jeżeli to ja ciągle muszę wychodzić z inicjatywą kontaktu, to dziękuję bardzo za takie coś. W tym roku nauczyłam się odpuszczać. Trochę się w moim otoczeniu przerzedziło, ale dzięki temu jest więcej miejsca i powietrza dla tych ludzi, którzy angażują się podobnie jak ja. Edit 28: Nic się w tej kwestii nie zmieniło. Żyłam z tą myślą i z dużą konsekwencją wdrażałam to w życie. Miało to znaczący wpływ na wzrost mojej asertywności.
Podróże to naprawdę to co kocham. Jak nie podróżuję, to wysycham. Jakkolwiek kiczowato to nie brzmi, tak po prostu jest. Muszę co kilka tygodni wyjechać gdzieś sama, inaczej jest mi po prostu źle. Są ludzie, którym do szczęścia potrzeba dodatków do domu, mi potrzeba spontaniczności w podróży.
Edit 28: Nadal kocham podróże. Ale mam też inne plany. Większe? Bardziej długofalowe? I w tym roku podjęłam szalenie trudną decyzję o odłożeniu podróży, o której dość długo marzyłam na inny czas. Dlaczego? Bo chcę za środki, które przeznaczyłabym na tą podróż zrobić inne rzeczy, które w tym momencie są dla mnie po prostu ważniejsze. Bolało bardzo, ale zaskakująco krótko.
Jestem introwertyczką. Jestem uwielbiającą ludzi introwertyczką. W końcu zrozumiałam dlaczego lubię kiedy się dzieje dużo, kiedy mogę brać aktywny udział w wydarzeniach, aby zaraz potem mieć absolutny ludziowstręt i marzyć jedynie o wyjściu do lasu. Uwielbiam ludzi ale baterie muszę ładować w samotności. I tak po prostu jest.
Edit 28: Nadal tak jest i to się chyba już nie zmieni. :P
Nic nikomu do moich pieniędzy i jak je wydaję. Każdy ma swoje priorytety. Ktoś chce nowy stół do domu na kredyt, ja chcę bilety lub nowy obiektyw. Może mi się to kiedyś odmieni, a może nie, ale to jak wydaję własną kasę to tylko moja sprawa. A uwagi o wydawaniu kasy na podróże są, moim zdaniem, nietaktem. Ps. Skąd mam kasę na podróże? Zarabiam, oszczędzam, nie kupuję ubrań, nie jadam w restauracjach. :) Edit 28: Tak.
Alkohol jest przereklamowany. Szkoda mi marnować czas na półdniowego kaca, bo o wiele bardziej cenię sobie produktywny dzień niż pijacką imprezę.
Edit 28: Nadal tak. :P
Słuchanie własnej intuicji zawsze najbardziej się opłaca, bo to JA sama najlepiej wiem jak się z czymś czuję, co mi sprawia radość, a co powoduje tylko frustracje. Mając te dwadzieścia kilka lat łatwo jest przestać sobie ufać na rzecz „mądrych” rad starszych, bardziej doświadczonych, lub po prostu tych, którzy może nieświadomie, ale chcą Cię wtłoczyć w ich wizję idealnego życia. Chwilę tak pożyłam, dłużej szkoda mi czasu, wolę pisać własne historie.
Edit 28: BARDZO, BARDZO TAK. Dzięki słuchaniu własnej intuicji udało mi się w tym roku uniknąć co najmniej dwóch problematycznych wydarzeń. No i właściwie to, że zajmuję się teraz fotografią profesjonalnie jest też wynikiem słuchania intuicji. Pociągnęło to za sobą cały wachlarz świetnych momentów, wspaniałych znajomości, inspiracji, ja naprawdę jestem przekonana, że dzięki temu jestem teraz po prostu lepszym człowiekiem.
Śniadanie i poranna cisza to najlepsze momenty dnia. Wolę wstać 30 minut wcześniej i mieć czas na śniadanie niż spać dłużej i w pośpiechu lecieć na głodnego do pracy.
Edit 28: No, nadal tak uważam, ale ostatnio ciężko mi to było utrzymać. Muszę wrócić do dobrych nawyków.
W życiu trzeba mieć jakiś cel. Ten cel może i pewnie będzie się zmieniał, ale życie bez celu jest egzystencją warzywa. Równie dobrze można być stołem. Edit 28: O RANY BARDZO NADAL TAK.
Dobrze jest o siebie zadbać. Zmienić kosmetyki na trochę lepsze, kupować mięso od lokalnego rzeźnika zamiast kurczaków naszpikowanych hormonami, jajka zerówki. Niby takie detale, ale mają znaczenie.
Edit 28: Podtrzymuję! I dopisałabym do tego: nie rezygnować z aktywności fizycznej NAWET jak gonią deadliny i na kompie czeka 140 GB zdjęć do selekcji i obróbki. Mój błąd i więcej go nie popełnię.
Interwały są lepsze od kardio – zawsze. A na tyłek najlepsze są hip thrusty. Okrągłe tyłki są lepsze niż płaskie. Edit 28: TAK.
Zawsze wyglądasz lepiej niż Ci się wydaje. Oprócz tego, nikt tak naprawdę nie zwraca uwagi jak wyglądasz, bo jest zbyt skupiony na sobie, swoim wyglądzie i swoich problemach. Edit 28: Oj tak. Ja proszę, wyjeb kompleksy w kosmos. Szczególnie jeśli jesteś kobietą. Proszę, naprawdę.
Muszę się w końcu nauczyć negocjować.
Edit 28: Tu jest tak duży postęp, że aż mi trudno uwierzyć. Rok temu przez gardło nie przechodziły mi nawet tematy związane np. z pieniędzmi. Nie za bardzo szanowałam też swój czas. Powód? Byłam totalnie na początku drogi i nie miałam jasnej definicji i obrazu wartości, którą niosą moje zdjęcia czy sesje ze mną. Nie czytaj tego jakbym się chwaliła. Ja po prostu teraz wiem, co oferuję i że jest to wyjątkowe. Na wzrost umiejętności negocjacji – czy właściwie asertywności, bezpośredni wpływ miał wzrost pewności siebie w tym co robię. A to z kolei ukształtowało się dzięki wiadomościom, jakie dostawałam po sesjach. Kilkanaście razy czytałam, że ktoś widząc zdjęcia ode mnie – płakał – ale ze szczęścia, z tego, że emocje wróciły jak żywe, że na zdjęciach widać prawdziwe emocje i rzeczy, których ktoś sam nie był świadomy. Zajebiście mnie to napędzało do dalszego działania i rozwijania się w pracy z człowiekiem. Kto już miał sesje ze mną to wie – nudy i pozowania nie ma. Oprócz wiadomości od klientów, wpływ na wzrost pewności siebie a tym samym asertywności miały rozmowy z innymi fotografami i podawanie im moich zdjęć do nierzadko bardzo surowej oceny. Jasne, że trochę bolało – ale wnioski wyciągałam po każdym takim feedbacku i każda kolejna sesja była po prostu lepsza. Dlatego teraz czuję, że mam podstawy aby negocjować, asertywnie podchodzić do kwestii wynagrodzenia i własnego czasu.
Marzenia bez terminu wykonania można sobie w d*** wsadzić. Marzenia trzeba rozplanować i realizować, a nie tylko o nich myśleć. Edit 28: Tak. I co najlepsze – to jest szalenie trudne. Wiesz, ta dyscyplina, żeby dzień w dzień troszczyć się o to, co chcesz rozwijać. Żeby przyjmować na klatę krytykę, uczyć się i iść dalej. Żeby też te różne marzenia rozkładać w czasie i umieć z czegoś na ten moment zrezygnować.
Jeśli ktoś rozmawia tylko o sobie i wszystkie tematy podciąga pod swoje doświadczenia i swoje racje, to nie mam już skrupułów z przerywaniem tej osobie lub wyłączaniu się z jej monologu. Jak w punkcie pierwszym – czasu mi nikt nie odda, nie mam ochoty spędzać go na wysłuchiwaniu historii kogoś, kto interesuje się tylko sobą i, dziwnym trafem, wie wszystko najlepiej. Edit 28: Moja kosa chyba dobrze działa, bo w tym roku takich ludzi wokół siebie już nie miałam.
Wartościowanie kogoś potrzeb, ocenianie kogo problemy są ważniejsze jest najgorszą rzeczą jaką można zrobić. Nikt, absolutnie nikt, nie ma prawa wartościować przeżyć, doświadczeń i pragnień kogokolwiek innego niż swoich własnych. Edit 28: Tak. I smutne, że nadal nie wszyscy to czają. Na przykład korporacje.
„Prawdziwe” życie nie zaczyna się jak masz dzieci. Rozumiem, że dzieci mogą stanowić kogoś centrum świata, ale nie uważam aby fakt posiadania dzieci dawał zielone światło na przybieranie postawy męczennika i osoby, której się wszystko należy. Edit 28: Dzieci są fajne. Lubię bardzo sesje rodzinne, ale tak, nadal uważam, że dzieci nie są najważniejsze ani nie są sensem życia.
Kobieca przyjaźń i solidarność są wspaniałe, ale czasem ciężko je utrzymać. Spotkania z samymi kobietami są przecudowne, ale ta atmosfera wspólnoty niestety pryska, kiedy do towarzystwa wchodzi samiec. W tym roku zaprzyjaźniłam się z kilkoma kobietami i dużo dobrych rzeczy się dzięki temu zadziało. Oby więcej. Edit 28: Jak wyżej: po STOKROĆ tak.
Zdrowie można stracić! To dla mnie szok, że można być chorym na coś więcej niż katar. Uświadomienie sobie tego bardzo mocno zmotywowało mnie do zwracania większej uwagi jak o siebie dbam. Kochanowski miał rację.
Edit 28: W tym roku miałam kosmiczne przygody z pogryzieniami. TRZY razy lądowałam u lekarza: ze spuchniętą kostką i bąblem. Z zakażeniem naczyń limfatycznych. Ze spuchniętym udem i pośladem, co skończyło się zastrzykiem. WTF???
Edit 28: Nowy punkt. Sprzęt w fotografii jest ultra ważny. Specjalnie zostawiam też moje stare zdjęcia. Jak przeglądam zdjęcia z Pentaxa, to bolą mnie oczy. Teraz wchodzę w kolejny etap – lampy. I jaram się tym jak pochodnia.
Życie jest piękne!
Edit 28: TAAAAAAAAAAAAAAAAAAK!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!
Zdjęcie tytułowe autorstwa niesmigielskiej.