Analogowy spacer po Poznaniu
Już mój Poznań
Kiedy myślę „Poznań”, obejmuje mnie ogromne zdziwienie. Wtopiłam się w to miasto, nazwy dzielnic i ulic już od dawna nie brzmią obco (spróbuj wymówić na głos OSTROROGA! Co to w ogóle jest?!), choćbym chciała, to nie potrafię się tutaj zgubić, wiem nawet jakie wsie położone są wokół Poznania i ile czasu zajmuje dojazd z dowolnie wybranych punktów mieście.
Podoba mi się też cecha, którą reszta Polski uznaje za skąpstwo, a Poznaniacy za przedsiębiorczość i ostrożne podejście do pieniądza. Nie nazwałabym siebie jeszcze Poznanianką, ale mam już tutaj więcej i głębszych korzeni, niż w mojej rodzinnej miejscowości.
Tak daleko? Do Poznania? Nie chciałaś do Krakowa?
I jak dziś pamiętam końcówkę września 2008, kiedy pakowałam większość swoich ubrań, książki i aparat do pudeł, bo następnego dnia, wraz z prawie całym swoim dobytkiem miałam się przeprowadzić do Poznania.
Przeprowadzić z drugiego końca Polski, z Podkarpacia. Przez pierwsze dwa – trzy lata, za każdym razem jak mówiłam skąd jestem (w Poznaniu) lub dokąd wyjechałam (w Dębicy), słyszałam niezmiennie jedno pytanie „Tak daleko? Dlaczego tak daleko? Nie chciałaś do Krakowa?”.
No więc nie, nie chciałam ani do Krakowa, ani do Rzeszowa, ani do Tarnowa, ani nawet do Katowic. Chciałam do Poznania i zawsze dziwiło, a potem irytowało mnie to pytanie jakby co najmniej odległość i fakt, że urodziłam się w Dębicy a nie np. w Lesznie miał definiować i ograniczać moje wybory życiowe.
No i co z tego, że daleko? Daleko od czego? Do Berlina jest blisko. Wiesz o co mi chodzi, nie? Odległość to bardzo relatywna miara, dla mnie argument zupełnie bez sensu.
Poznańskie ups and downs
I tak oto mija mi właśnie ósmy rok w Poznaniu. Zaliczyłam już kilka faz w mojej relacji z tym miastem. Na początku, gdzieś przez pierwsze trzy lata, byłam w Poznaniu wręcz fanatycznie zakochana. Podobało mi się dosłownie wszystko (no, może oprócz Piątkowa i Rataj, no offence, ale te dzielnice są naprawdę nijakie).
Potem miałam półroczną przerwę od Poznania, kiedy mieszkałam w Monachium. Po powrocie z Monachium, Poznań mi trochę zbrzydł. Na studiach atmosfera jakaś dziwna, w mieście jakby nic się nie działo – w porównaniu do Monachium, a i pisanie pracy magisterskiej na temat, który mnie nie fascynował tak bardzo jak temat licencjatu też nie pomagało. Potem zaczęła się praca na etat i wtedy mimo, że mieszkałam w Poznaniu, zupełnie wypadłam z obiegu. Chodziłam do pubów, ale o wiele rzadziej i jakoś tak nabrałam przekonania, że Poznań to ostatnia dziura i muszę się stąd jak najszybciej wyrwać. A potem? A potem zmieniłam adres i mi przeszło.
Mieszkam teraz na Jeżycach i oprócz miliona plusów, ma to jedną ogromną wadę.
Ja już nie chcę mieszkać gdzieś indziej.
Odkąd zaczęłam studia miałam jakieś sześć różnych adresów i dopiero tutaj, mieszkając w samym sercu Jeżyc, czuję się kompletnie jak u siebie i jestem w stanie sobie wyobrazić, że mieszkam tu za kilka lat.
I dzisiaj chcę Ci pokazać jak ja widzę Poznań.
Idziemy na analogowy spacer. Co warto zobaczyć w Poznaniu?
Jeżyce – hipstersko-gangsterska dzielnica Poznania
Moje królestwo. :-D O Jeżycach jeszcze napiszę kiedyś osobno, bo transformacja tej dzielnicy jest naprawdę spektakularna. Od niebezpieczniej i brzydkiej części miasta, gdzie łatwo było zarobić pięścią w łeb, Jeżyce stały się kulinarno-hipsterską wizytówką Poznania. Można kupić tutaj naturalne chleby w Zakwasie, tradycyjne wędliny i dziczyznę, wszamać pyszną pizzę w klimatycznym Sztosie, wpaść na kawę do Czarnego Mleka, zjeść przepyszne słodkości w Karpicku, oddać się lodowej uczcie w jednej z trzech lodziarni na Kościelnej albo zjeść coś niepowtarzalnego w klimatycznym Kombinacie. Na Jeżycach są sklepy od wszystkiego: osobne jeżeli chcesz kupić igłę i nici, garnki i talerze do domu, gustowną sukienkę, jest nawet fotograf, gdzie zamiast zdjęć, wyjdziesz z drewnianymi ramami na obrazy. No i Kraszkebab, najlepszy jaki w życiu jadłam.
Park Sołacki i jezioro Rusałka w Poznaniu
Przy Jeżycach jest też Park Sołacki, absolutny numer jeden jeżeli chodzi o poznańskie parki, a zaraz za nim, jezioro Rusałka. Super miejsce do biegania i jeżdżenia na rowerze. Co poradzę, jak nic nie poradzę, że uwielbiam Jeżyce? To miasto w mieście, wszystko jest. I w dodatku ładnie.
Ulica Św. Marcin w Poznaniu
Uwaga, uwaga, św. Marcin NIE jest patronem Poznania! Są nimi Piotr i Paweł, o których jest jednak dość cicho. Jedna z największych imprez w Poznaniu, 11 listopada, dedykowana jest właśnie św. Marcinowi, który obchodzi imieniny. Kiedy w Warszawie płoną tęcze, w Poznaniu ludzie bawią się na paradzie i w zawrotnych ilościach pochłaniają słynne, ogromnie kaloryczne ale nieziemsko smaczne rogale świętomarcińskie. Oprócz rogali, jak świeże bułeczki schodzą rury poznańskie, czyli ciasto piernikowe wypiekane na….rurach. Stąd ich niecodzienny kształt i nazwa.
Św. Marcin jest taki kolorowy i pełen ludzi dosyć rzadko. Niestety. Mimo, że jest to ulica w samym centrum, skąd dojść można praktycznie wszędzie, na Marcinie nie uświadczysz dobrych knajp i pubów. To ulica bankowa, ulica trochę widmo. Największe skupiska ludzi gromadzą się przy kinie Muza i second handzie z Londynu. :D
Tym co najbardziej przyciąga wzrok, są alfy. Mi one jakoś specjalnie nie wadzą, natomiast jest duża grupa Poznaniaków, która najchętniej by te budynki wyburzyła. Nie da się ukryć, nie wyglądają najmłodziej, a i często ma się wrażenie, że stoją opustoszałe. A pomyśleć, że kiedy budowano je w latach sześćdziesiątych i siedemdziesiątych, miały stanowić symbol nowoczesności miasta i nawiązywać do londyńskiego „city”. Jak sądzisz, udało się? Nie udało się?
Poznański Plac Wolności
Jedno z moich ulubionych miejsc, mimo, że nie ma tutaj nic spektakularnego. Od kilku lat stoi na placu maszkaron, zwany Fontanną Wolności. Ja się do tej fontanny przekonać nie mogę, Tobie się ona podoba?
Rzut beretem od Placu Wolności jest Biblioteka Raczyńskich. Jeżeli nie Jeżyce, to mogłabym zamieszkać właśnie w tej bibliotece. Jest bardzo nowoczesna i minimalistyczna i nie ma lepszego miejsca do pracy w ciszy i skupieniu. Przy Placu Wolności jest też klub fitness, do którego najczęściej chodzę. Znajduje się na drugim piętrze starej kamienicy i ma świetny klimat, ale chodząc do Magla trzeba się niestety liczyć z wilgocią i niezbyt czystą podłogą. Wszystkiego mieć nie można, nie?
Stary Rynek w Poznaniu
Moim zdaniem, najpiękniejszy w Polsce. Jest to centrum życia nocnego Poznania. Bez względu na pogodę, jak tylko robi się ciemno, rynek tętni życiem. Jest tutaj cała masa super knajp, pubów i klubów, a do moich ulubionych już od kilku lat należy pub Za Kulisami. Mieści się na ulicy Wodnej 24 i poznasz go po Charlim Chaplinie wymalowanym na rogu kamienicy. Pub jest niewielki, ale ogromnie klimatyczny. Ściany zrobione są ze starych książek, a zamawiając piwo przy barze (wybór jest NAPRAWDĘ spory!), nie nudzisz się, bo jest tyle tabliczek do przeczytania. W Za Kulisami nawet łazienka jest ciekawa, ale to już musisz sam sprawdzić.
Na starym można też dobrze zjeść. Jak masz ochotę na naprawdę dobre i niedrogie jedzenie w dość hipsterskim klimacie, polecam Pod Nosem na Żydowskiej 35a. Stałe menu jest bardzo okrojone, ale za to codziennie możesz zjeść coś innego. Knajpa vegelubna z prześwietną obsługą.
Jeżeli masz ochotę na dłuższe posiedzenie w restauracji, to dobrą opcją jest Pod Niebieniem na Żydowskiej 1 (tak naprawdę, to naprzeciwko Pod Nosem). Świetna obsługa i pyszne dania. Kuchnia poznańska ale w nowoczesnym wydaniu. Polecam spróbować kaczkę.
To tyle na dziś. Trochę się rozgadałam, a miałam tylko wrzucić zdjęcia i zrobić wpis foto…
Jak się podobają zdjęcia analogowe? Daj mi koniecznie znać bo miewam ostatnio mini dylemaciki, czy jest w ogóle sens latać po mieście z zenitem-krową, skoro niemal identyczne efekty można uzyskać presetami?
Pin it!