Salina Turda to kopalnia soli położona w okręgu Kluż w sercu Transylwanii, której podziemne jezioro od razu skojarzyło mi się z szóstą częścią Harrego Pottera, „Książę Półkrwi”. Salina Turda jest tak olbrzymia, że mieści się w niej diabelski młyn, tory do kręgli, sporej wielkości plac zabaw i pola do mini golfa. Największym hitem Saliny jest jedna z komat, Terezia, gdzie na słonym jeziorze powstała wyspa z dziwnymi drewnianymi konstrukcjami. A po jeziorze można pływać małą, chyboczącą się łódką. Dokładnie jak Harry z Dumbledorem w kamiennej jaskini, gdzie znaleźli tajemniczy przedmiot wypełniony dziwną cieczą…
Kopalnia soli Salina Turda – największa atrakcja turystyczna w Rumunii?
Salina Turda w Rumunii jest jednocześnie jedną z największych i najbardziej promowanych atrakcji turystycznych w Rumunii i obiektem zadłużonym na dość kolosalne sumy. Znaki niestabilnej sytuacji finansowej Saliny można dojrzeć nie w samym muzeum, które w 2008 przeszło renowację i prezentuje się naprawdę imponująco, ale wokół Saliny. Kiedy wysiadłam z samochodu i rozglądnęłam się dookoła, przeważającym widokiem były niezagospodarowane pola i spontaniczny parking.
Nowoczesny budynek otoczony jest dość prowizorycznym parkingiem, który jest zbyt mały aby pomieścić wszystkich zwiedzających, w efekcie czego już kilkaset metrów przed kopalnią droga dojazdowa spełnia także rolę nielegalnego lecz zatłoczonego parkingu. Co ciekawe, zatrzymują się tam nie tylko samochody prywatne, ale też całe autokary wycieczkowe.
Wzdłuż parkingu stoją najróżniejsze budy z jedzeniem festynowym (czytaj: jak jesteś bardzo głodna, to pewnie zjesz, ale Twój żołądek będzie się potem buntował) i pamiątkami. Pamiątki są w cenach wyższych niż w niedalekim Klużu, więc jeśli chcesz sobie przywieźć coś z Rumunii, to nie kupuj tego wokół kopalni soli.
O tym, jaki zręcznie negocjowałam ceny wstępu dla studentów z panią z recepcji możesz przeczytać tutaj. :3
Salina Turda niczym labirynt czyli udowadniamy, że MOŻNA się zgubić w prostym tunelu
Salina Turda w niczym nie przypomina innych kopalni soli, w których byłam na przykład w Polsce. Spodziewałam się, czy raczej nawet miałam nadzieję na chybotliwą jazdę ciemną, blaszaną, skrzeczącą windą. Zamiast tego zobaczyłam łagodnie opadające schody… Im dalej, tym zimniej. O ile na zewnątrz temperatura sięgała 30 stopni, w kopalni było zaledwie 12.
Pierwszą rzeczą jaką zobaczyłam po zejściu ze schodów był długi biały korytarz. Co kawałek, do ścian lub sufitu przyczepione były tabliczki informacyjne. Albo one nie były zbyt oczywiste, albo my nie ogarnęliśmy. W każdym razie zamiast skręcić do ciekawszych części kopalni, przeszliśmy niemal cały tunel aż do drugiego wyjścia. Dopiero kiedy zobaczyliśmy, że na ścianach jest coraz mniej soli a coraz więcej cegieł, olśniło nas, że chyba coś przegapiliśmy. To nie był ostatni raz kiedy niepotrzebnie dygaliśmy tym tunelem.
Komnata Losif w Salinie Turdzie – zemsta jest słodka
Aby dojść do najbardziej spektakularnej komnaty w Salinie Turdzie, Terezii, można albo zjechać windą, albo przejść przez komnatę Losif. O ile nie masz problemu z nogami, to nie idź do windy! Ominie Cię cały dreszczyk związany z chodzeniem po balkonach wyrzeźbionych w soli na wysokości 112 metrów i całkiem imponujące widoki na Losif z góry na rzecz czekania w długiej kolejce.
Przez niemal cały wyjazd, Kamil robił mi żarty w postaci wyskakiwania mi zza pleców w niespodziewanych momentach z okrzykiem „AAAA”. Mnie jest bardzo łatwo w taki sposób przestraszyć, szczególnie jak się niczego nie spodziewam. Zwykle wtedy podskakuję i też robię „AAA” co już nie raz wprawiło mnie w dziwne sytuacje w miejscach publicznych, kiedy podobne pranki robił mi Wojtek. Tak się te żarciki zbierały przez cały wyjazd, aż stwierdziłam, że albo się zemszczę, albo padnę trupem.
Michał też mnie od czasu do czasu straszył, ale jego przestraszyć jest niemożliwe, więc nawet nie próbowałam.
Komnata Losif jest ogromna. Drewniane balkony wyrzeźbione są w skałach na wysokości około 112 metrów i to po nich trzeba przejść, żeby zejść na dół komnaty i przejść do Terezii. Balustrady są również z drewna, ale w żaden sposób nie blokują widoku na ogrom pod Twoimi stopami. A jest na co patrzeć… Po islandzkich przygodach ani cienia strachu nie odczuwałam idąc po tych drewnianych kłodach i spoglądając w szpary między łączeniami. Co innego Kamil. ;-D Przez cały czas trzymał się bliżej ścian niż barierek.
Kiedy tylko dostrzegłam dogodny moment, zwolniłam na tyle żeby Kamil minie konkretnie wyprzedził. Po jakimś czasie cichaczem podbiegłam do niego, z impetem złapałam za ramiona i krzyknęłam „LECISZ„. Siła tkwi w prostocie. Kamil się poskładał ze strachu. :-) #WIN
To co widzisz na zdjęciu poniżej to właśnie te balkony po których szliśmy.
Podziemny park rozrywki czyli jak skomercjalizować kopalnię soli
Salina Turda to nie tylko kopalnia soli. To całe podziemne centrum rozrywki. W komnacie Losif znajdziesz pola do mini golfa, kręgle, plac zabaw dla dzieci, diabelski młyn i tak dalej. Co mnie trochę zdziwiło, to każda z tych atrakcji jest płatna dodatkowo. Z jednej strony rozumiem, że atrakcje turystyczne muszą na siebie zarabiać. Z drugiej strony, czy kręgle naprawdę pasują do kopalni soli? Te obiekty w komnacie Losif nijak nie pasowały do klimatu i wystroju chociażby pobliskiej Terezi i to w sumie mój jedyny zgrzyt z Saliną Turdą. Rozumiem jednak, że dla rodzin to naprawdę fajne miejsce do spędzania leniwych niedziel.
Płyniemy po horkruksy!
Dochodzimy do sedna. Tak naprawdę do Saliny Turdy pojechałam tylko po to, żeby znaleźć horkruksa Voldemorta. Kasia i Michał to jedyne osoby, które mi w tej misji towarzyszyły. Terezia to ogromna komnata wykuta w skałach, na dnie której jest słone jezioro z czarną, nieprzejrzystą wodą. Na środku słonego jeziora jest fantazyjna wyspa, na której stoją drewniane obiekty o najdziwniejszych kształtach. Z niczym mi się nie kojarzyły. No, może oprócz jakiegoś bardzo fantazyjnego statku kosmicznego.
Aby dojść na wyspę, trzeba przejść przez drewniany, oświetlony most. Po prawej od mostu jest malutka zatoczka, gdzie można pożyczyć trzyosobowe, chybotliwe łódki. Nie było opcji, żebym odpuściła pływanie po tym jeziorze, mimo, że lekki stresik jednak był. No bo co jak dotkniemy przypadkiem wody i wciągną nas zombie?
W szóstej części Harrego Pottera „Książę Półkrwi„, jest scena kiedy Harry podróżuje z Dumbledorem do odległej jaskini wykutej w skałach. Prawdopodobnie to tam Voldemort ukrył jeden ze swoich horkruksów. W komnacie jest jezioro. Aby dostać się do horkruksa, Harry i Dumbledore wsiadają do łódki i płyną na środek jeziora. Horkruks wypełniony jest cieczą, której nie mogą się w żaden sposób pozbyć. Dumbledore wypija truciznę, co go znacznie osłabia. Wtedy Harry dotyka wody czym budzi ukryte w niej żywe trupy. W ułamku sekundy, jezioro i wyspa roją się od zombie atakujących Harrego. Tak, o tym myślałam wsiadając do żółtej łódki w Salinie Turdzie.
Terezia to olbrzymia komnata. Wrażenie przytłaczającej wielkości potęguje głównie jej wysokość i fakt, że przez to, że jest tam dość ciemno, nie widać sufitu (ani dna hehe). Tylko jak się dobrze wpatrzysz, dojrzysz w górze coś na kształt wielkich, czarnych pustych oczu… Michał to taki żartowniś, więc nie mógł się powstrzymać i wsadził rękę do wody i jednocześnie zatrząsł łódką. To był ten moment, kiedy miałam lekki zawał serca. Kasia zresztą też, bo jednak my dobrze znałyśmy powagę sytuacji. Szczególnie, że woda po której pływaliśmy była tak czarna, że wydawała się być aż GĘSTA. Gęsta od skłębionych, rozkładających się ciał…
Napęd na konie nie-mechaniczne – komnata Crivac w Salinie Turdzie
Jak dotąd zwiedzanie, a tak naprawdę szukanie horkruksów w kopalni soli Salina Turda szło jak po maśle. Gdyby nie incydent w windzie z udziałem starszych niemieckich turystów, zapamiętałabym ten dzień jako wyjątkowo udany, a tak, to nadal jest lekki niesmak. Tą historię już opisywałam na blogu, znajdziesz ją tutaj.
Pierwszym przystankiem kiedy w końcu udało mi się wjechać na wyższe piętro kopalni była komnata „Crivac”. Jest ona o tyle ciekawa, że znajduje się w niej jedyna tak dobrze zachowana drewniana maszyna do wydobywania brył soli skonstruowana już w 1881. Maszyna niestety napędzana była końmi. Jak się można łatwo domyślić, jak już taki biedny koń znalazł się pod ziemią, to na powierzchnię nigdy w życiu nie wychodził. Konie zaprzęgane były do maszyny i chodząc po kole, wyciągały bryły soli. I tak kilkanaście godzin. Ich żywotność była znacznie krótsza od koni, którym udało się uniknąć takiego losu.
Wpadka wpadkę goni – komnata Echa w Salinie Turdzie
Z komnaty Crivac przeszliśmy do komnaty Echa. W środku znajduje się głęboki, śliski tunel. Jetem na tyle (nie)spostrzegawcza, że nie zauważyłam, że pokój NAZYWA się echo i że jego główną atrakcją jest wykrzykiwanie różnych słów w ów tunel. A że natknęłam się ponownie na niemieckich emerytów, którzy kilkanaście minut wcześniej tak nieładnie mnie potraktowali, pałałam żądzą zemsty. Kiedy jeden z emerytów ryknął coś po niemiecku w tunel i aż mi się ten dźwięk odbił od uszu, z miną na królową Elżbietę, powiedziałam coś o ludziach, którzy nie potrafią się zachować. „Oh, how loud was that! I think you shouldn’t shout like that in here…”. A dodam, że studiowałam anglistykę. Brakowało tylko wygięcia najmniejszego palca u lewej dłoni.
Chwilę po tym, jak skończyłam mówić owo zdanie, Aga uświadomiła mnie, że jesteśmy w komnacie echa. Wyobraźcie sobie moją minę wtedy. Na szczęście Michał uratował mój honor i po prostu hojnie, prosto z przepony ryknął „GENTLEMAN” w tunel. I jak niemieccy emeryci oddalali się w kierunku głównego korytarza, echo „gentleman” goniło ich niczym wyrzut sumienia. A przynajmniej mam nadzieję, że tak to odebrali.
Jak przeszliśmy 1 km słonym tunelem tylko po to żeby zobaczyć, że jesteśmy 5 km od auta nie wiadomo gdzie
Jak już Aga i Kamil poczuli, że zwiedzili Salinę Turdę, a Kasia, Michał i ja wiedzieliśmy, że horkruksów na wyspie w Terezii nie ma, postanowiliśmy wrócić do auta i pędzić do Klużu. Na ten dzień planowaliśmy jeszcze trekking niedaleko jeziora Tarnita, a było już wczesne popołudnie. Kasia zdecydowanie odmówiła wchodzenia po skądinąd niestromych ale jednak SCHODACH i zarządziła wracanie wyjściem innym niż którym weszliśmy. Jak teraz o tym myślę, to brakowało tu zupełnie logiki i nie wiem dlaczego w końcu wszyscy ulegliśmy. Chyba po to, żeby było zabawniej.
Kiedy po dobrych 15 minutach szybkiego marszu w końcu wyszliśmy z głównego tunelu na światło dzienne, od razu uderzyło mnie, że coś jest nie tak. Już pobieżne rozeznanie w terenie wskazywało, że jesteśmy daleko od samochodu. Zamiast w niezagospodarowanych polach staliśmy w MIEŚCIE. Przypadkiem wyszliśmy w Turdzie. Już nie pamiętam kto zapytał miejscowych o drogę na parking, możliwe że byłam to ja. I usłyszeliśmy, że parking to dobre 5 kilometrów marszu i najszybciej będzie na niego wrócić…. tunelem. I tak, czwarty raz pokonywaliśmy tę samą drogę. Zwykły, prosty tunel, a ile wyzwań!
Pomijam, że Kasia nie chciała chodzić po schodach, a oprócz schodów miała dodatkowe 2 km marszu. Szybkiego. :D
Ile rzeczy może się przydarzyć w ciągu zaledwie dwóch godzin! Mam taką teorię, że każdy człowiek ma pewną pulę przygód do wykorzystania w swoim życiu. Oczywiście, liczby są różne dla różnych ludzi i to determinuje jak bujne ktoś wiedzie życie. Kiedy ludzie się spotykają, pula przygód na dany dzień miesza się z potencjalnymi przygodami innych osób i powstaje jakieś takie kombo. I z tego kombo się potem rodzą ciekawe historie do opowiadania przy piwie lub… opisywania na blogu. ;-)
Salina Turda – informacje praktyczne
Okej, to tak na zakończenie garść informacji praktycznych.
Dojazd z Klużu do Saliny Turdy zajmuje około 40 minut. Najbardziej oczywistą drogą jest E81. Normalnie bym tego nie wiedziała, ale road trip wymusza inne podejście do podróży. :D
Nawet jeśli temperatura na zewnątrz sięga 30 stopni, to weź ze sobą bluzę lub kurtkę. W kopalni jest 12 stopni Celsjusza. A w Terezii może nawet jeszcze mniej.
Jeśli masz astmę lub inne problemy z drogami oddechowymi, to wizyta w Salinie Turdzie może Ci trochę pomóc. Od kilku lat wykorzystywana jest do haloterapii.
Wejście dla dorosłych kosztuje 20 lei, dla dzieci i studentów 10. Dodatkowo, wszystkie atrakcje w kopalni są płatne. Na przykład, wypożyczenie łódki na 20 minut kosztuje 10 lei od osoby. Na łódkę mogą wejść maksymalnie trzy osoby.
Parking niby kosztuje 5 lei, ale często jest tak zatłoczony, że auta i autokary parkują na drodze i okolicznych polach. Tak właśnie zrobiliśmy i to nie ze skąpstwa, ale z braku miejsc.
Raczej nie nastawiaj się na jedzenie czy dobrą kawę w Salinie Turdzie. Na parkingu przed kopalnią stoją co prawda stoiska z jedzeniem, ale nie wyglądało ono zachęcająco.
Coby to wszystko jakoś podsumować, w Salinie Turdzie mi się ogólnie rzecz biorąc podobało i cieszę się, że tam pojechałam. Nie wiem czy pojechałabym tam drugi raz, a to głównie przez to, że średnio odpowiada mi koncepcja wsadzania olbrzymiego parku rozrywki do kopalni soli. Rozumiem, że są ludzie którym się to podoba (i nie wartościuję tego absolutnie!), mi tak średnio. Tak czy owak, pływanie łódką po czarnych wodach słonego jeziora i zaglądanie we wszystkie „kąty” tej owalnej (hehe) komnaty zrobiło mi ten wyjazd i sądzę, że będąc w Klużu warto wpaść do Saliny Turdy.