Nie zliczę ile razy spałam w hostelach. Doświadczenia zebrane w większości z nich były bardzo pozytywne. Z niektórymi osobami poznanymi właśnie w hostelach nadal utrzymuję kontakt. Niemniej jednak, miałam też kilka nieciekawych sytuacji i pomyślałam sobie, że skoro mi się one przydarzyły, to innym na pewno też. Podróżowanie, szczególnie to budżetowe, nie jest zawsze tak różowe jak to wygląda na zdjęciach i dlatego postanowiłam zebrać te najgorsze historie od innych podróżujących blogerek i blogerów i je tutaj przedstawić. Ale żeby było jasne –te nieprzyjemne historie to kropla w morzu świetnych przeżyć i ten wpis nie ma na celu zniechęcić Cię do spania w hostelach. Raczej przygotować, że czasem coś może pójść nie tak, jak chcesz.
Bez zbędnego gadania, zapraszam Was zatem do poczytania historii innych blogerek i blogerów podróżniczych.
Journalist On the Run – Janet Newenham
Kiedy kilka lat temu przeprowadziłam się do Australii, miałam – jak wtedy sądziłam – szczęście, ze znalazłam pracę w imprezowym hostelu w okolicach Kings Cross w Sydney. Na początku bardzo odpowiadała mi praca na recepcji, oprowadzanie gości i sporadyczne dbanie o porządek. Niestety, w miarę upływu czasu, sprzątanie praktycznie zastąpiło wszystkie inne obowiązki. Obrzygane schody, łazienki, a nawet dormitoria to był codzienny widok. Pokój wspólny, w którym odbywały sie imprezy, śmierdział seksem, alkoholem i dymem z używek. Żeby go wysprzątać, musiałam zakładać chustę na nos, żeby ten smród mnie nie zwalił z nóg. Moja cierpliwość skończyła się kiedy 6 Anglików, którzy mieszkali w hostelu w prywatnym pokoju przez miesiąc, w końcu się wynieśli. Zostawili pokój w strasznym stanie. Na podłodze walały się zużyte prezerwatywy, brudna bielizna dziewczyn, które zapraszali, butelki po winie w ilości wystarczającej do zapełnienia całego stadionu. Ale najgorszym był… materac, który ochrzcili mianem “Sex Bed”. Wynosili go na dach hostelu ilekroć do któregoś z nich przychodziła dziewczyna, żeby mogli z nimi spać w spokoju, a reszta im nie przeszkadzała. Zobaczyłam to wszystko i jak stałam, tak wyszłam z tego miejsca i już nigdy nie wróciłam.
Facebook: JournalistOnTheRun
Kami and the Rest of the World – Kamila Napora
Kilka lat temu wybrałam się na długi weekend do Anglii. Zarezerwowałam łóżko w pokoju czteroosobowym w hostelu w Chester, zameldowałam się jako pierwsza, wszystko było w porządku. Pod wieczór, kiedy już wróciłam zmęczona zwiedzaniem, do pokoju przyszło trzech chłopaków, młodych Walijczyków, którzy przyjechali do Chester na imprezowy weekend. Byli dość zaskoczeni moją obecności, bo mimo że był to pokój wieloosobowy, chcieli go mieć tylko dla siebie, w końcu nie wiadomo jak takie imprezy mogą się skończyć. Chłopaki poszli w miasto, ja padłam spać. Nie dało się nie słyszeć jak wrócili koło 4 nad ranem, w wybrakowanym składzie. Jeden jak stał tak padł na łóżko, a po chwili zaczął wymiotować wokół siebie… Drugi z kolei, widząc że się przebudziłam i nie zwracając uwagi na kolegę w nie najlepszym stanie, przysiadł na moim łóżku i rozpoczął dyskusje o Polsce. Trochę ciężko mu mówienie wychodziło, ale starał się jak mógł. Nie minęła chwila i rozpoczął zaloty, na szczęście niegroźne i dość sprawnie mi się udało go zniechęcić i przekonać, że teraz jest najlepsza pora na sen. Chłopinę dość szybko ścięło, ja do rana jednym okiem spałam, drugim monitorowałam sytuację, a o 7 się zebrałam i pojechałam dalej, zanim chłopaki powstawały… I od tego czasu jeśli już zatrzymuję się w pokojach wieloosobowych staram się, żeby były tylko dla pań.
Facebook: Kami and the Rest of the World
Podróże Pana Szpaka – Piotr Czyszpak
O hostelach można by pisać mnóstwo i tych dobrych i tych złych historii, o pogryzieniach przez pluskwy czy inne robactwo, o imprezach i wielu innych sytuacjach. Chciałem przytoczyć jedną z moich sytuacji, która wydarzyła się w hostelu w Armenii, gdzie stacjonowaliśmy kilka dni i gdzie poznaliśmy znaczną część gości hostelowych (dzięki imprezie, która wyszła bardzo spontanicznie, a to historia na dłuższą chwilę). Rzecz działa się pod prysznicem, jakkolwiek dziwnie to brzmi. Jak często w hostelach bywa prysznice były w jednym pomieszczeniu, tylko tym razem nie było w nich nawet zasłonki, więc osoba wchodząca do łazienki od razu widziała kto się akurat myje. Z jednej strony sytuacja trochę nie komfortowa, ale z drugiej nie ma dramatu w końcu nic co ludzkie nie jest nam obce. Krępująco zaczyna być dopiero wtedy kiedy ty się myjesz, a do łazienki wchodzi Hindus, który ewidentnie nie przyszedł tu pod prysznic staje koło Twojej „kabiny” i zaczyna rozmowę, a rozmowa która była raczej monologiem była o tym że mój towarzysz Dominik jest bardzo fajny i w ogóle sypało się mnóstwo komplementów. Myślę że w normalnych warunkach bym tej rozmowy nawet nie zapamiętał, ale w momencie kiedy brałem prysznic było to dość zaskakujące, a ja nie bardzo wiedziałem jak mam się zachować. Na szczęście nie doszło zamachu no moje tyły, a kiedy sobie to teraz wyobrażam to wspominam to ze śmiechem. :)
Facebook: Podróże Pana Szpaka
Emi w Drodze – Emilia Smolka
Podróżując po Azji przez kilkanaście miesięcy mogłam sobie pozwolić tylko na najtańsze noclegi. Pokoje bez okien, niedomykające się drzwi, karaluchy i szczury, pary migdalące się na łóżku nade mną, pościel pamiętająca gości sprzed kilku miesięcy czy łazienki niesprzątane od lat – przerabiałam to wszystko. Najgorsze wspomnienia mam z wydawałoby się cywilizowanej Bali. Podróżując z chłopakiem skuterem, mogliśmy powybrzydzać trochę, wybierając hotele, ale ostatniego dnia złapała nas ulewa, zaczynało się ściemniać i nie mogliśmy znaleźć nic w przyzwoitej cenie. Byliśmy zmęczeni i zmoknięci, więc kiedy w końcu trafiliśmy na pokój za połowę tego, co gdzie indziej, bez oglądania go zdecydowaliśmy się tam zostać. Łazienka dobudowana była na zewnątrz, co miało niby urok (brać prysznic pod gołym niebem!) dopóki nie zauważyliśmy, że z naszym hotelem sąsiaduje inny, wyższy, którego okna skierowane są prosto na nas. Na dodatek kratka odpływowa była zatkana i brodziło się po kostki w brudnej wodzie. Stwierdziliśmy, że olewamy prysznic i idziemy spać, a wtedy okazało się, że okna w pokoju się nie zamykają, a że był to środek pory deszczowej, nie mogliśmy odgonić się od komarów. Nie muszę chyba dodawać, że w najtańszych pokojach o moskietierze można tylko pomarzyć? Nie było dokąd uciec, bo na dworze wciąż lało. Spray antykomarowy spływał po spoconej skórze, w akcie desperacji nałożyliśmy więc na siebie długie spodnie, rękawy, nawet skarpetki! Koło ucha ciągle brzęczały moskity i byliśmy tak pogryzieni, że nie zmrużyliśmy tej nocy oka.
Facebook: Emi w Drodze
In Foreign Lands – Alannah McEwan
Stambuł, Turcja – Marzec 2014
Wybrałam ten hostel ze względu na korzystna cenę i lokalizacje. Recenzje były mocno zróżnicowane i właśnie dlatego nie byłam pewna, czego mogę się tam spodziewać. W malutkim i dość dusznym pokoju nie było Internetu, pomimo zapewnień obsługi. Okna się nie otwierały, było duszno, a cienkie ściany z karton gipsu nie dawały poczucia prywatności. Spędziłam w tym miejscu pięć dni, podczas których dwa razy zabrakło prądu na cały dzień. Miałam pecha, ponieważ za każdym razem prąd wyłączał się akurat wtedy, kiedy brałam prysznic. Z początku sądziłam że znajomi stroją sobie żarty, ale kiedy poczułam lodowatą wodę na swoim ciele, doszło do mnie, ze to musi być coś innego. Po chwili prąd wrócił, ale nie zdążyłam się nim nacieszyć. Podczas jednego prysznica leciała na mnie na przemian lodowata i ciepła woda. W hostelu, naturalnie, zrobiło ciemno, a recepcja miała tylko kilka świeczek, z których większość była prawie zużyta i nie wystarczała na dłużej niż kilkadziesiąt minut.
Facebook: 365 Australia
Bonfire Dream – Nikoleta Míchalová
Z mamą i dziadkami pojechaliśmy na roadtrip polecany nam przez dwóch nauczycieli – historyków. Mimo, że wycieczka nie była z biurem podroży, to i tak całkiem sporo nas kosztowała. W zasadzie, zapłaciliśmy dwukrotnie więcej niż za podobną wycieczkę znalezioną na Internecie. Niestety, zbyt późno. Sądząc po cenie, spodziewaliśmy się całkiem dobrego standardu, jeżeli nie odrobiny luksusu. Z dnia na dzień było jednak tylko gorzej. Punkt kulminacyjny nastąpił w Finlandii, gdzie wyjechawszy za miasto, znaleźliśmy się w mocno nieciekawej okolicy, a nasz hostel wyglądał jak stara, zdezelowana stacja napraw pojazdów. Ściany wewnątrz budynku miały malowidła przedstawiające sceny śmierci, w zasadzie nie było tam okien, a kilka osób z naszej wycieczki zostało zakwaterowanych w pomieszczeniu przypominającym saunę. Pościel po prostu śmierdziała, a sądząc po wyglądzie prześcieradeł, już od dawna nikt ich nie prał. Poszłyśmy z mamą na krótki spacer żeby ochłonąć i zastanowić się co dalej. Przed hostelem stało kilkoro innych uczestników wycieczki i każdy był zdenerwowany. Przez moment miałam wrażenie, że zaraz wybuchną jakieś zamieszki. Postanowiłam popytać wśród mieszkańców czy są inne opcje zakwaterowania w pobliżu. Niestety, jedyne osoby jakie spotkałam, to trzech pijanych mężczyzn, którzy ewidentnie szukali kobiety, ale nie do rozmów. Byliśmy daleko od centrum, zapadał zmrok i postanowiłam przemęczyć się w tym okropnym miejscu. Gdyby tego było mało, zamki w drzwiach w ogóle nie działały i nie spałam przez całą noc.
Facebook: Bonfire Dream
Szwedacz Photo Trips – Agnieszka Szwed
Łazienki. W hostelach różnie z nimi bywa. Zdarzają się mniej lub bardziej paskudne, ale raczej nikt się nie spodziewa, że w miejscu wynajmującym pokoje zwyczajnie ich nie będzie. Zwłaszcza, gdy miejsce ów wcale do najtańszych nie należy. Bywa jednak, że i w takich o dostęp do “prysznica” trzeba zawalczyć. W jednej z kazachskich “gostienic” (tamtejszych pensjonatów), w której się zatrzymałam, większe mycie w ogóle nie było przewidziane. Goście wynajmujący standardowe pokoje mieli dostęp tylko do publicznej toalety i malutkiej umywalki. Nie było łazienki ani wspólnych pryszniców. Gdy zapytaliśmy, gdzie możemy umyć się wodą z butelek (kupiliśmy je zaraz po uzyskaniu informacji o braku wody w mieście), pani z uśmiechem wskazała nam malutką umywalkę tuż przy sedesie :) Kilka poprzednich noclegów spędziliśmy “na dziko”, a z nieba lał się żar. W okolicy nie było noclegowej alternatywy.Widząc nasze zrezygnowane miny pani znalazła rozwiązanie. Okazało się, że możemy dopłacić i wynająć pokój “kategorii lux”, w którym, owszem, wspomniana łazienka była, choć zarówno jej, jak i całemu pokojowi do luksusu “nieco” brakowało. W cztery osoby zakwaterowani zostaliśmy w lokum przewidzianym dla dwóch. Mieliśmy za to gdzie wziąć “butelkowy prysznic”. Dopłacanie do łazienki, w której i tak nie ma wody, brzmi dość absurdalnie. Ale czym byłyby podróże bez odrobiny absurdu :)Sam nocleg nie był nieprzyjemny, jednak warunki sanitarne dość zaskakujące.
Facebook: Szwedacz
TropiMy Przygody – Karolina i Bartosz Wudniak
Sibiu, Rumunia. Pokój 8-osobowy w hostelu. Godzina późna w nocy. Łóżka piętrowe, śpię na dolnym, w kącie pokoju naprzeciw drzwi wejściowych. W hostelach śpię lekko, może przez nieustanny hałas, który nie pozwala mocno spać, a może w wyniku samokontroli, żeby przypadkiem nikt mnie nie okradł. I tym razem spałam lekko. Obudził mnie ktoś wchodzący do pokoju. Nie byłoby w tym nic specjalnego, gdyby nie zaczął przeszukiwać pierwszego wolnego łóżka na górze, po lewej od drzwi. Światła nie zapalił. Zanim zdążyłam pomyśleć, że to może być złodziej, co innego zwróciło moją uwagę. Na dolnym łóżku, po prawej stronie od drzwi spał chudy Niemiec. Niczym suseł wyskoczył ze swojego łóżka i bezszelestnie przycupnął na krześle pomiędzy jego łóżkiem a drzwiami. Warto dodać, że chudy Niemiec spał w samych bokserkach, a właściwie w za dużych bokserkach. Gdyby nie fakt, że dopiero się przebudziłam i moje zmysły jeszcze nie zaczęły działać w pełni, z pewnością wybuchnęłabym śmiechem obserwując chudego Niemca w za dużych bokserkach, który wyskoczył – nie wiadomo po co – z łóżka. Złodziejowi i tak krzywdy nie mógłby zrobić, no bo czym? Swoją chudą ręką czy może tym co miał na sobie, czyli za dużymi bokserkami? Spojrzałam na przeszukującego prześcieradło kandydata na złodzieja i zacisnęłam sprzączkę od plecaka. Starałam się trzeźwo, na ile to możliwe tuż po przebudzeniu w środku nocy, ocenić zagrożenie i moje możliwości obrony, biorąc pod uwagę, że chudy Niemiec niewiele zdziała. Zanim skończyłam analizę, potencjalny złodziej wyszedł z pokoju. Wrócił po kilku minutach (chudy Niemiec wciąż przykucnięty na krześle) i… położył się spać na przeszukiwanym łóżku. A chudy Niemiec dalej przykucnięty na krześle…
Facebook: TropiMy Przygody
The Heritage Travels – Ashlee Litfin
Był początek 2008, a ja właśnie kończyłam szkołę. Z moim, teraz już byłym chłopakiem, zdecydowaliśmy się wyruszyć w podroż dookoła Australii i zarabiać przez zbieranie owoców. Zaczęliśmy w miejscowości 3 godziny oddalonej od naszego miasta, ponieważ wydawało nam się, ze to najdosadniejsza opcja. Nie mięliśmy wtedy pojęcia ze Bundaberg to będzie zarazem pierwszy i ostatni przystanek w naszej podroży. Przyjechaliśmy do hostelu w Bundaberg podekscytowani i entuzjastycznie nastawieni na przyszłość. Poznaliśmy tam mnóstwo ludzi z całego świata, niektórzy z nich to nadal nasi przyjaciele. Niestety, nie każdy rozumiał zasady życia hostelowego, a już najmniej właściciel hostelu. Tej pamiętnej nocy, większość gości hotelowych integrowała się ze sobą, jak to w hostelach bywa, popijając piwo, rozmawiając. Siedziałam właśnie we wspólnej, dalekiej od czystej kuchni i podjadałam tacos, kiedy usłyszałam pokrzykiwania i odgłosy sporego zamieszania. Wyszliśmy zobaczyć co się dzieje i obraz, który zobaczyliśmy był zatrważający. Właściciel hostelu i kilku jego znajomych bili i kopali nagiego mężczyznę leżącego na mokrej posadzce w męskiej łazience. Nie widziałam wcześniej tego mężczyzny, wiec zakładam, ze musiał niedawno przyjechać. Po kilkunastu minutach, które trwały cala wieczność, w końcu przyjechała policja i pogotowie, pobity mężczyzna leżał na podłodze, a wokół niego widać było ślady jego własnych ekskrementów. Wyglądało to ohydnie. Z chłopakiem pomogliśmy mu się pozbierać do ambulansu, a policja zajęła się reszta. To przeżycie było dla mnie tak traumatyczne, ze następne kilkanaście godzin spędziłam w jakimś szoku. Nie muszę chyba pisać, ze na tym nasza wielka australijska przygoda się niestety zakończyła.
Facebook: The Heritage Travels
Hanging Around in Asia – Dominika Sidorowicz
Zaskakująca nazwa “Diva guesthouse”, konkretnie numer dwa, bo numer jeden pękał w szwach, obiecywała przygodę. Inną niż sądziłam. Nie tylko pokój na mnie nie czekał, co w podróży zdarzyło mi się nie raz, ale sprzątany od 6.30 rano (o tej godzinie dotarłam do Chiang Mai z Bangkoku i to był mój mailowo potwierdzony check in time) do 14 – wyglądał jak pokój niesprzątany od co najmniej pięciu lat! Mało tego, taras – chwyt reklamowy tego miejsca, który mnie skusił – okazał się nieczynny! Na osłodę zaserwowano mi głośny remont w sąsiednim pokoju. Domyślacie się, że w tych warunkach nie bardzo mogłam odpocząć po nocnej podróży i czekającym mnie trekkingu. A wisienka na torcie? Zgadniecie? Brak wody. Niemniej jednak właściciel mimo wszystko próbował mi sprzedać wycieczki ze swojej oferty ;).
Nie skorzystałam.
Facebook: Hanging Around in Asia
Przedeptane – Zosia i Darek Jedzok
Mamy już za sobą kilka złych doświadczeń z hostelami – robactwo w łóżkach w Tajlandii, brudne toalety pilnowane przez agresywne gekony w Kambodży – jednak złoty medal musimy przyznać Sydney. Ludzie ostrzegali nas przed szukaniem noclegu w Kings Cross, dzielnicy słynącej z bogatej oferty tanich hosteli i taniego seksu (i jedno, i drugie przeznaczone dla ludzi o bardzo, bardzo niskich standardach), jednak pewnej nocy nie było żadnej innej opcji i musieliśmy zamówić dwa łóżka w 16-osobowym damsko-męskim dormitorium. Co to była za noc! Pokój urządzono w stylu „obóz dla uchodźców” – ludzie przychodzili i odchodzili, na podłodze leżała bielizna i jedzenie, hałas z ulicy był doskonale wyważony ze śmiechem i krzykami dobiegającymi z korytarza. Ale nie mogliśmy narzekać – była okazja do wysłuchania muzyki na żywo (w wykonaniu paczki pijanych ludzi, którzy o trzeciej w nocy przyleźli do pokoju z gitarami), spotkaliśmy też miejscową faunę (wcześnie rano przez rozbite okno wskoczyła do środka wrona i zaczęła plądrować plecaki). Nie trzeba chyba dodawać, że wypisaliśmy się z hostelu zaraz następnego dnia i od tej pory nie odwiedziliśmy już Kings Cross.
Facebook: Przedeptane
Bałkany Rudej – Olka Zagórska-Chabros
Generalnie w hostelach nie nocuję zbyt często, jednak podczas ostatniej, miesięcznej podróży, dwukrotnie musiałam z nich skorzystać. M.in. w rumuńskim Brasovie. Sierpień, lato, my jesteśmy w drodze powrotnej z Turcji, a w Brasovie pada, jest zimno, a szukanie noclegu idzie nam jak krew z nosa. Ostatecznie z jednego hostelu jesteśmy skierowani do innego, w którym powinny być wolne miejsca. I są. Do wyboru mamy pokój wieloosobowy lub…chatkę. Nie wiem dlaczego, decydujemy się na tą drugą. Jaki jest efekt? Nocujemy w czymś, co wygląda jak chatka na kurzej stopce, nie ma tam łazienki, ani wifi, jest zimno, do przykrycia są jedynie koce, na które jesteśmy skazani, bo za własne śpiwory zapłacilibyśmy 100EUR kary. Na tę wątpliwą przyjemność poświęciliśmy 100RON i do tej pory plujemy sobie w brodę, że nie wybraliśmy noclegu w pokoju dwuosobowym.
Facebook: Kianka Expedition
Także jak widać, bywa różnie. :-b Jeżeli macie jakieś nietypowe historie hostelowe, to podzielcie się nimi w komentarzach, niech innym też się włos na głowie zjeży. :-D