Zaryzykuję stwierdzenie, że wszystkie jeziora w Dolomitach są najpiękniejsze, ale żeby Ci trochę ułatwić planowanie własnej podróży w ten malowniczy zakątek północnych Włoch, postanowiłam zrobić subiektywną listę najbardziej fotogenicznych jezior w Dolomitach. Wszystkie zawarte w tym wpisie jeziora odwiedziłam w październiku, w momencie kiedy modrzewie oblewały się złotem, a słońce było jeszcze na tyle łaskawe, że częściej ocierałam z czoła kropelki potu niż deszczu. Poranki zaś bywały mroźne, lecz różowe, co tylko zwiększało chęć by złapać aparat, wyjść z ciepłego śpiwora w niemłodym camperze i fotografować. Wszystkie zachwyty, które piszą o Dolomitach są prawdą. Sprawdziłam, sprawdź i Ty.
Najpiękniejsze jeziora w Dolomitach jesienią – o czym trzeba pamiętać
Z jednej strony zwiedzanie Dolomitów poza sezonem jest o wiele przyjemniejsze niż robienie tego w lecie. Nawet w październiku spotykałyśmy na szlakach ludzi, a znane z Instagrama miejsca jak Lago di Braies były mocno zatłoczone. Co tam się dzieje w lecie, to nawet wolę sobie nie wyobrażać. Trzeba natomiast pamiętać o jednej ważnej rzeczy, o której my nie wiedziałyśmy.
Większość jezior w Dolomitach wygląda tak jak na zdjęciach właśnie na wiosnę i w lecie, kiedy śnieg z otaczających je gór topnieje i woda zasila jeziora. Jesienią, jeziora, choć pięknie otoczone żółciejącymi modrzewiami, są niemal wysuszone. Rekordzistą okazało się być jezioro Sorapis, które miało ledwo jedną trzecią swojej normalnej objętości. Jezioro Braies było tak wysuszone, że pod domek stojący na palach, z którego wychodzi się na najbardziej fotografowany w okolicy pomost, dało się wejść suchą stopą. W lecie domek wystaje z jeziora. Jesienią linia brzegowa jest tak cofnięta, że spokojnie możesz siedzieć POD domkiem i nawet nie dotykać wody. Jednie jezioro Antorno wyglądało na nietknięte posezonową suszą.
Warto też wiedzieć, że Dolomity nie są jednym, spójnym pasmem górskim. Dolomity to różne masywy górskie oddzielone od siebie dolinami. Każdy masyw ma zupełnie inny charakter, kształt gór, roślinność. Szlak pod Tre Cime może budzić respekt kamienną surowością, szlak na jezioro Sorapis może momentami przypominać Tatry. A masyw Cadini di Misurina może w swej wyjątkowości nie przypominać niczego, co do tej pory widziałaś w górach.
Lago Di Braies – prawdopodobnie najczęściej fotografowane jezioro w Dolomitach
Jezioro di Braies (niem. Pragser Wildsee), położone w dolinie Alta Pusteria, z pewnością jest jednym z najpiękniejszych jezior w Dolomitach nawet jeśli przypomina Morskie Oko w kwestii zadeptania i liczby turystów na metr kwadratowy. Żeby podziwiać turkusowe wody jeziora Braies z leniwie pływającymi po nim łódkami nie trzeba się zbytnio wysilać. Wystarczy dojechać autem do jednego z licznych parkingów, uiścić opłatę (10 Euro za campera, bodajże 6 za auto osobowe) i przejść po asfalcie kilkaset metrów.
Z głównej plaży rozpościera się widok na jezioro na tle imponującej panoramy górskiej, a uroku dodaje sznur drewnianych łódek, które można wypożyczyć w drewnianym budynku na balach. W lecie domek prawie unosi się na wodzie, natomiast w październiku możesz suchą stopą spacerować POD domkiem i oglądać widok na jezioro z nieco innej perspektywy. Z domku jest także zejście na najczęściej fotografowany w Dolomitach pomost. Zdarzają się tam kolejki. Jezioro Braies przyciąga wszelkiej maści instagramerki głodne lajków, które gotowe są pozować w wyszukanych stylizacjach na tle masywnych gór. Wypożyczenie łódek, a tym samym dostęp do pomostu, możliwe jest jedynie do godziny 18:00. Później, jeśli chcesz wejść na pomost, musisz jakoś kombinować.
Z głównej plaży dostępnej dla wszystkich można wejść na skarpę za pomostem i podziwiać widoki spomiędzy dość gęsto rosnących drzew. Można także wybrać się na łatwy, lekki i przyjemny hiking dookoła jeziora. Chociaż może się wydawać, że najlepsze widoki są tam, gdzie pozują wszystkie instagramerki, czyli na pomoście, to zdradzę Ci – nic bardziej mylnego. Jezioro Braies ukazuje coraz to piękniejsze kadry w miarę pokonywania kolejnych metrów i zmiany wysokości, na której się jest. Kiedy na głównej plaży panuje lekkawy chaos i mnóstwo sesji zdjęciowych, to na szlaku jest już o wiele spokojniej, ciszej, puściej. Polecam bardzo.
Jeszcze w ramach ciekawostki dodam, że jezioro Braies położone jest w Południowym Tyrolu. Głównym miastem tego regionu jest Bolzano i jest bardzo możliwe, że prędzej usłyszysz tam język niemiecki niż włoski. Klimat panujący w tej części Włoch jest także diametralnie inny od tego, co zapamiętałam z głośnego, żywego, kolorowego Neapolu. Włosi tutaj mówią, nie wrzeszczą, nie gestykulują też aż tak ekspresywnie jak na południu. Za krajobrazy kocham północ Włoch, ale klimat wolę jednak południowy. Bliżej mi do chaotycznego ale i serdecznego Neapolu niż uporządkowanej acz nie tak bezpośredniej północy, która bardziej przypomina Austrię niż Włochy.
Lago di Landro – niepozorne, a piękne jezioro w Dolomitach
Jechałyśmy z Pauliną camperem w dość wisielczych humorach – kilka godzin wcześniej błąkałyśmy się w Cortinie d’Ampezzo od jednego mechanika do drugiego, aż ostatni się zlitował (może dlatego, że gadkę z nim zaczęłam zdaniem „You are our LAST hope!”), zrobił przegląd rzężącego campera i z poważną miną wydał wyrok – skrzynia biegów kaput, lepiej wracać do domu. Koszt wymiany skrzyni w Cortinie d’Ampezzo – 3000 Euro.
Wtem, na niepozornej drodze między Cortiną d’Ampezzo a Bolzano (jechałyśmy obczaić jezioro Braies, gdyż tylko na tego typu trasy mogłyśmy sobie camperem w tym stanie pozwolić), pojawiła się sporej wielkości turkusowo-zielonkawa kropka. Kropka rosła i okazała się być jeziorem Landro. Dostępnym ot tak, prosto z drogi, w dodatku z długim i wygodnym parkingiem. Idealne miejsce na przerwę na lunch na road tripie po Dolomitach. Licząc raczej na niewiele, wysiadłyśmy z campera i podeszłyśmy bliżej. Jezioro Landro, już standardowo, okazało się być mocno podsuszone. Aby podejść do linii wody, trzeba było ślizgać się po kremowej brei. Paulina aka Vryga może na ten temat powiedzieć coś więcej, gdyż to ona właśnie tak się na tej brei poślizgnęła, że niewiele brakowało do spotkania twarzy z podłożem.
Jezioro Landro nie jest jakoś szczególnie promowane w przewodnikach czy na blogach podróżniczych i stąd też niewiele było tam ludzi. Kawałek dalej znajduje się jezioro Toblach (Lago di Dobiacco / Toblacher See) i to tam z reguły wszyscy jeżdżą. My akurat to jezioro pominęłyśmy. Lago di Landro jest jednym z najpiękniejszych jezior w Dolomitach szczególnie w delikatnym, rozproszonym chmurami słońcu, kiedy można dokładnie oglądać panoramę piętrzących się za nim gór.
Muszę tutaj dodać, że właśnie nad jeziorem Landro zaszła największa w mojej karierze lekcja robienia przysiadów. Byłyśmy bowiem nad jeziorem Landro ponownie, kilka dni później, razem z Magdą i Ewą. Ewa nie mogła się nadziwić jak to jest możliwe, że robiąc przysiad, spinają się pośladki. No i sobie tak demonstrowałyśmy te przysiady, sprawdzałyśmy napięcie w mięśniach, aż mnie dziw bierze, że ludzie dookoła nie pouciekali.
Lago di Sorapis – szlak niby lajcik, a jednak nie, czyli cena zobaczenia najpiękniejszego jeziora w Dolomitach
Jezioro Sorapis to najpiękniejsze jezioro w Dolomitach na mojej subiektywnej skali. Byłabym tego samego zdania nawet gdyby szlak do jeziora mnie tak psychicznie nie wychłostał i można by było tam dojść z jakiegoś wygodnego parkingu. Widoki na miejscu były warte każdego niepewnego kroku i wirków w mózgu, kiedy szłam wyeksponowana na przepaść, a Paulina robiła co mogła, żeby mnie jakoś ogarnąć.
Szlaków prowadzących do jeziora Sorapis jest kilka. My wybrałyśmy ten najbardziej uczęszczany, podobno najłatwiejszy – szlak numer 215. Rozpoczyna się on łagodnie i zupełnie lajtowo na Przełęczy Trzech Krzyży (Passo Tre Croci). Całość ma niecałe 6 kilometrów, a pierwsze 4 to naprawdę spacer. Czasami pod górkę, czasami po prostym, nic super trudnego dla osoby o nawet średniej kondycji. Jazda zaczyna się po czwartym kilometrze, kiedy szlak zaczyna być dość mocno eksponowany. Schody, półki skalne zabezpieczane łańcuchami, śliskie skały zraszane dodatkowo malutkimi wodospadami. Szczerze mówiąc był to odcinek, kiedy myślałam, że się po prostu (pardon) zesram ze strachu. A kawa, którą mi rano Paulina podała, tylko te wrażenia spotęgowała. Gdyby nie świadomość, że mam dobrą kondycję i jako taką kontrolę nad mięśniami oraz buty z turbo przyczepnym bieżnikiem (Meindl, uratowaliście mnie na tym szlaku), to możliwe, że bym go nie skończyła. Szlak ma mniej więcej 600 metrów przewyższenia. Jak dla mnie, nie jest to sporo, ale warto o tym pamiętać. Zupełnie nie wiem dlaczego wyobrażałam sobie, że skoro idziemy nad jezioro, to będzie tylko po płaskim.
Niemniej jednak, widoki jakie ukazują się pragnącym nieeksponowanych widoków oczom rekompensują każdy stres. Turkusowo-miętowe jezioro Sorapis otoczone jest strzelistymi górami, a największym, dominującym nad całym krajobrazem szczytem jest Dito di Dio czyli Palec Boży (2603 m n.p.m.). Październik nad jeziorem Sorapis oznacza dwie rzeczy. Pierwsza jest taka, że jezioro będzie bardzo mocno wyschnięte. Wszystkie kamienie, które widać na zdjęciach są normalnie pod wodą. My miałyśmy dużo szczęścia – kilka dni wcześniej w okolicy całą noc padał deszcz. Jezioro Sorapis miało dzięki temu jedną trzecią swojej normalnej objętości. Jeden z obserwatorów wysłał mi jednak zdjęcie jeziora kilka dni wcześniej i wyglądało naprawdę… mizernie. Jak kałuża. Jezioro Sorapis latem ma również mocno turkusowy kolor. Jesienią jest to bardziej turkusowa mięta.
Druga rzecz związana z jesienią w Dolomitach jest taka, że modrzewie są obłędnie pomarańczowe i to dodaje tak dużo uroku, że zupełnie nie przeszkadzało mi, że stan wody był tak niski. Zresztą zobacz – to są Dolomity, a mogłaby być Kanada. Kocham kolorowe drzewa i żal mi, że wyglądają tak jedynie kilka tygodni w roku.
Jezioro Sorapis można obejść dookoła. Grażyna i Bożena czyli Paulina i ja chciałyśmy to zrobić, niemniej jednak przed samym końcem szlaku, zgubiłyśmy drogę i musiałyśmy wracać. Żeby trochę skrócić drogę, przeszłyśmy przez środek jeziora. Zaowocowało to tak brudnymi, oblepionymi białą mazią Meindlami, że kolejne 20 minut musiałyśmy je czyścić.
Lago Antorno – jezioro otwierające bramę do Tre Cime w Dolomitach
Z niewielkim zawstydzeniem muszę przyznać, że pierwszy rzut oka na jezioro Antorno nie spowodował we mnie chęci eksplorowania tego miejsca. Na pewno nie sądziłam wtedy, że umieszczę je we wpisie o najpiękniejszych jeziorach w Dolomitach. Było to jednak w momencie, kiedy bardzo chciałam być już przy schronisku Auronzo, blisko dostojnych szczytów Tre Cime i wszystko inne powodowało we mnie dużą niecierpliwość. Jezioro Antorno musiało poczekać niemal dwa dni żebym dostrzegła jego piękno i zrobiła zdjęcia, które wiszą teraz w moim domu. Co więcej, zdjęcia te mogą też wisieć w Twoim domu, gdyż niebawem otwieram SKLEP. Z przepięknymi wydrukami z moich podróży. BADUM-TSSSSS!!!
To o wschodzie słońca, kiedy niebo jaśniało pastelowym różem, jezioro wywarło na mnie największe wrażenie. Nad brzegiem jeziora Antorno stała grupka Azjatów, jak zazwyczaj – w rządku, ze statywami, którzy piłowali dokładnie ten sam kadr. Cały czas. Ten sam kadr. A za ich skupionymi głowami, masywy Cadini di Misurina płonęły na różowo. Pomarańczowe modrzewie tylko podbijały malowniczość tego miejsca i ze szczerym zachwytem oglądałam jak ten kawałek Dolomitów budzi się do życia. Co najlepiej robić w Dolomitach? Ścigać światło i fotografować piękne jeziora.
Jezioro Antorno można obejść dookoła i nie jest to trudny ani wymagający szlak. Widziałam gdzieś rowerzystów więc zakładam, że można tam również znaleźć ciekawe alternatywy na rower. W ciągu dnia jezioro jest dość mocno zatłoczone. Po pierwsze dlatego, że znajduje się przy parkingu. Po drugie, nieopodal jest hotel i restauracja, jedyna w okolicy. Po trzecie, jest to serio jedyna droga prowadząca pod Tre Cime i każdy kto tam jedzie, mija jezioro Antorno. Część z tych ludzi zatrzymuje się na zdjęcia na jeziorze (zrozumiałe), więc ruch panuje tam dość znaczny. Niemniej jednak – warto. A szczególnie wczesnym rankiem.
Laghi dei Piani – turkusowe jeziorka pod Dreizinnen Hütte
Pech chciał, że pisząc ten wpis, zobaczyłam zdjęcia tych jezior o wschodzie słońca… Nie dość, że zrobiło mi się nagłe acz wysokie ciśnienie aby tam powrócić, to jeszcze muszę uwzględnić te jeziora w subiektywnej liście najpiękniejszych jezior w Dolomitach. Aby znaleźć jeziora dei Piani wystarczy iść szlakiem rozpoczynającym się pod Tre Cime i nie robić jak niemal każdy – czyli NIE iść dookoła tych spektakularnych gór, a wybrać się do drugiego schroniska – Dreizinnen Hütte. Nie tylko można tam zrelaksować się na puchatych łąkach otaczających jeziora dei Piani. Można także wspiąć się na pobliskie górki i mieć świetny widok na Tre Cime. Znacznie lepszy niż będąc bezpośrednio POD Tre Cime.
Nie ma za co. ;)
Najpiękniejsze jeziora w Dolomitach – podsumowanie
Zaryzykuję stwierdzenie, że każdy masyw w Dolomitach ma swoje „go-to” jezioro. Nawet my, robiąc research na bieżąco natrafiałyśmy na coraz to nowe foto miejscówki, jedynie czasu (i sprzęgła) zabrakło, żeby je wszystkie zobaczyć. Jeziora wymienione w tym wpisie to baza. Takie must-see Dolomitów. Moim absolutnym faworytem jest jezioro Sorapis, ale tak naprawdę, nad każde chętnie bym jeszcze wróciła. Co chcę Ci przekazać tym wpisem, to że możesz zwiedzać Dolomity zarówno aktywnie, z naciskiem na trekkingi i pokonywanie kilometrów. Możesz także zrobić wygodny road trip i dochodzić w foto-spoty jedynie z parkingu i nadal zobaczyć całkiem sporo pięknych miejsc, a już szczególnie pięknych jezior. Dolomity mnie zachwyciły, rozkochały i rozbudziły apetyt na więcej.