Neapol! Jaki jest Neapol? Co warto zobaczyć w Neapolu? Śmieci, śmierdzi, syf? A może barok, fikus, margherita? Wiem jedno – Neapol wyprzedził moje oczekiwania pod każdym względem i teraz łamię sobie głowę, jak opisać i pokazać to miasto tak, żebyś też to poczuł. A pisanie po ośmiomiesięcznej przerwie najłatwiejsze nie jest. ;)
Neapol – informacje niepraktyczne
Jaki jest Neapol? Trzecie najliczniejsze miasto Włoch zamieszkiwane głównie przez mistrzów parkowania. Miasto, gdzie jest więcej skuterów niż ludzi (zgaduję bazując na doświadczeniach), a pierwsze nauki jazdy na skuterze pobiera się w wieku prawdopodobnie przedszkolnym. Neapol to także stolica Kampanii, ale bardziej jednak stolica pizzy. Pizzy Margherity dobrej tak, że na czas podróży po Neapolu urośnie Ci magicznie drugi żołądek. Oraz pizzy fritty, wyjątkowo kuszącego połączenia węglowodanów z tłuszczami, dla którego wyrośnie Ci trzeci żołądek. Neapol to także dom dla najczystszych ludzi świata, bo jak inaczej wytłumaczyć wszechobecne pranie? To też miejsce, gdzie doznasz absolutnie nowego wymiaru potliwości i zaczniesz się zastanawiać, gdzie był Twój mózg podczas kupowania biletów na południe Włoch w sierpniu. Ah, Neapol to też miejsce, gdzie fikusy to bardziej drzewa niż rośliny doniczkowe, a cisza to bardziej stan, kiedy wszystkie pokrzykiwania, klaksony skuterów, telenowele i reality shows zleją się w jedną falę dźwiękową, którą przestaniesz zauważać. Serio, ja nie wiem jak można być w Neapolu i powiedzieć, że tam „tylko śmieci”.
Ps. Chcesz zgarnąć 100 zł zniżki na spanie w miejscu, skąd miałyśmy z siostrą taras z widokiem na Wezuwiusz i miasto? Załóż konto na AirBnb używając mojego linka to dostaniesz zniżkę na swoją pierwszą rezerwację, a ja zniżkę na kolejne podróże.
Ruch uliczny i parkowanie w Neapolu
Muszę przyznać, że wraz ze wzrostem doświadczenia (i bezczelności koniecznej do przetrwania w Neapolu) świetnie się z siostrą bawiłyśmy przechodząc przez ulice. Tak jak kiedyś nas uczyli: rzut okiem w lewo, prawo, jeszcze raz w lewo i… dzida! Czy coś jedzie czy nie, zasada jest zawsze taka sama. Wybierasz moment kiedy ruch uliczny jest delikatnie lżejszy i po prostu idziesz pewnym krokiem tam, gdzie chcesz dojść. Pierwszy dzień jeszcze czekałyśmy na zielone światła. Drugiego i każdego kolejnego dnia robiłyśmy już jak wszyscy inni – czyli ignorowałyśmy wszelką sygnalizację świetlną i za punkt honoru postawiłyśmy sobie przejść przez ulicę tak jak lokalni. Żeby uchronić się przed falą krytyki jaki wzór daję Młodej dodam, że był to jedyny sensowny sposób przechodzenia przez ulicę. Światła miały bowiem funkcję czysto dekoracyjną i kiedy kilka razy zobaczyłyśmy że sposób „dzida i idziesz” działa najlepiej, tego się trzymałyśmy. Do tego stopnia, że kiedy wróciłyśmy już do Berlina i miałyśmy się zatrzymać przed zebrą, czułyśmy się strasznie głupio.
Ruch uliczny w Neapolu to osobna atrakcja zasługująca na uwagę. Jeśli myślisz, że są miejsca gdzie się nie da wjechać – powiedz to pierwszemu lepszemu Neapolitańczykowi i on Ci już pokaże, że się da. Nawet jeśli pokażesz mu schody lub własną kuchnię (true story). Jeśli sądzisz, że są gdzieś miejsca, gdzie się nie da zaparkować tyłem równolegle, to przejdź się pierwszą lepszą uliczką Sanity i odwołaj to co właśnie pomyślałeś. Tutaj też zasada jest prosta – jeśli jeszcze w nic nie stuknąłeś, to znaczy, że miejsce jest. Jeśli już stuknąłeś, to znaczy, że a) to coś się może posunąć, b) forma twojego Fiata 500 właśnie uległa delikatniej zmianie, ale to nic, bo mówią, że małe jest piękne. A im mniejszy (tj. bardziej wbity do środka) bagażnik, tym więcej miejsca do parkowania! Auto czy skuter możesz także zaparkować bezpośrednio pod swoim oknem (lub sąsiada) albo wcisnąć jednym kółkiem na własny ganek.
Skuter to także przedłużenie nóg. To także najlepszy środek do przewożenia osób i rzeczy. Nie ma znaczenia czy chcesz skuterem przewieźć żonę, która ma trochę za dużo w boczkach, czy psa, czy stos 10 pizz – skuter sprosta absolutnie wszystkiemu, a przynajmniej skuter w Neapolu.
Jeszcze jedno. Ulice Neapolu są nieziemsko kręte i nierzadko strome, szczególnie w dzielnicach takich jak Stella czy Quartieri Spagnoli. Jak więc minimalizować ryzyko stłuczki z autem nadjeżdżającym z naprzeciwka, które zobaczysz dopiero wchodząc w zakręt? To proste. Używasz klaksonu. A że zakręty są co kawałeczek, używasz tego klaksonu zawsze. I o ile w dzień idzie się do tego przyzwyczaić, to próby zaśnięcia przy otwartym oknie w Neapolu przypominają próby zaśnięcia na ostrej imprezie techno.
A jeśli życie Ci nie miłe, to weź do Neapolu rower i spróbuj nim jeździć. Jeśli wcześniej nie wyplujesz płuc pedałując pod górę na brukowanej, stromej uliczce, to niechybnie jakieś auto na Tobie zaparkuje.
Wszystkie dźwięki Neapolu
No właśnie. Nie ma różnicy czy to dzień, czy noc, Neapol ZAWSZE ma jakieś dźwięki. Zwykle donośne. Klaksony to jedno. Do tego dochodzą odgłosy telenowel, teleturniejów, rodzinnych przekomarzań, włoskich letnich hitów, stukot obcasów, nawoływania sąsiadów między balkonami, łopotanie suszącego się prania, chrapanie. Przynajmniej w tych dzielnicach, gdzie królują wąskie uliczki, ludzie żyją bardzo blisko siebie i chcąc nie chcąc, słychać praktycznie wszystko.
Byłyśmy kilkukrotnie z siostrą na najlepszej pizzy jaką jadłam w życiu w Pizzeria Oliva de Carla e Salvatore (Via Sanità, 11/12). Carla to słowo klucz. Z jakim oddaniem, werwą, energią i emocjami imię „CAAAAAAAAAAAAARLA” było wywrzaskiwane co kilka minut między obsługą zaimponowało nawet mi, bo nie sądziłam, że tak się w ogóle da. Kocham to miejsce za te wrzaski, za chaos, nawet za to, że raz na mojej pizzy pojawił się rozmiękczony kawałek kapusty, a moja siostra była wtedy bliska uduszenia i posikania ze śmiechu jednocześnie. Podobny nastrój panował w zasadzie we wszystkich innych miejscach skupiających duże liczby Włochów. Pod koniec naszego pobytu w Neapolu, nawet my mówiłyśmy głośniej, nie wspomnę o machaniu rękami. :P
Neapol wschodami słońca stoi!
W Neapolu miałyśmy z siostrą świetne mieszkanie z AirBn’B – położone w samym centrum Sanity (wąskie uliczki, pranie, o wiele mniej turystów niż w obleganym Quartieri Spagnoli) z olbrzymim tarasem i widokiem na Wezuwiusz. Możesz je zarezerwować pod tym linkiem. Codziennie wstawałam przed wschodem słońca i w piżamie wychodziłam na taras. Zazwyczaj robiłam zdjęcia, ale były też i takie poranki, kiedy po prostu patrzyłam na wulkan, zatokę, miasto i myślałam sobie, że Polacy na bank byliby milszym i mniej zgorzkniałym narodem, gdyby tak mogli spędzać poranki (więcej słońca, więcej dobrych widoków). A wiesz jak zajebiście smakują śniadania (z rozpływającą się w ustach mozarellą) i kawa z takim widokiem? Najlepiej na świecie. Te poranne momenty były najcichsze – nawet skutery jakby rzadziej trąbiły.
Wszystkie wąskie uliczki Neapolu: Rione Sanità, Quartieri Spagnoli i wiele więcej
Mam słabość. Mam tak okrutną słabość do wąskich uliczek, obdrapanych murów, kolorów wyblakłych od słońca, wyślizganego bruku, kwiatków w oknach, wałęsających się powoli psów i tego całego harmidru jaki tworzą ludzie. Powiedzieć, że Neapol spełnił moje oczekiwania to niedomówienie. Neapol rozpieścił mnie pod tym względem okrutnie.
Jeśli i Ty lubisz takie klimaty, to polecam pochodzić po Sanicie. To dzielnica mieszkalna składająca się głównie z wąziutkich, meandrujących uliczek, licznych schodów, prania zwisającego z okien i balkonów i zieleni. Piękna jest także Chiaia, skąd już rzut beretem do wybrzeża, miejskich plaż i ostrego kontrastu wioski rybackiej i obrzydliwie luksusowych jachtów. Całkiem przyjemna jest też dzielnica hiszpańska, Quartieri Spagnoli. Tam uliczki bywają absurdalnie strome. Jest więcej hosteli i restauracji z naganiaczami niż w Sanicie, ale nadal ma to swój urok. A tak zupełnie szczerze – cały Neapol jest po prostu piękny i ma milion takich właśnie uliczek. GPS off, instynkt on i jedziesz!
Instagramowe pranie w Neapolu
Zapuszczając się w uliczki Neapolu, o wiele częściej natkniesz się na fantazyjnie rozwieszone pranie niż śmieci. Mam wrażenie, że Włosi nie mają limitów odnośnie tego gdzie i co suszyć. Wieszak przyczepiony do rynny, a na nim skarpetki i… mop? Suszarka wetknięta na słupy oddzielające strefę pieszych od jezdni? Spoko. Sznur łączący mieszkania na przeciwnych szerokościach ulicy? Jeszcze lepiej. A jeśli akurat pada deszcz, to na swoje pranie wystarczy wyrzucić folię i pranie może się suszyć dalej. ;)
Pro tip: Rano tym praniem pachnie jakoś bardziej. Polecam wybrać się na spacer zanim miasto się obudzi – jest bardzo uroczo.
Nieinstagramowe śmieci w Neapolu
A więc jak to jest, są te śmieci w Neapolu czy nie ma? Z moich tygodniowych obserwacji mogę powiedzieć, że w Neapolu WIĘCEJ jest świeżego prania niż nieświeżych śmieci, częściej pachnie pizzą niż śmierdzi szczurami, a ludzie są w pytkę i chociaż częściej wrzeszczą niż mówią, nie można im odmówić tego, że są pomocni i serdeczni. Lubię porządek i trudno mi się zabrać za pracę jeśli mam uwalone biurko. MIMO TO, ilość śmieci w Neapolu jakoś…. nie zrobiła na mnie żadnego wrażenia. Może to skutek licznych podróży na Bałkany, a w tym także do Albanii, która jako jedyna sprawiła, że kilka razy zdarzyło mi się przeklinać pod nosem na widok śmieci (na przykład w epickim kanionie jeziora Koman, które było tak zajebane śmieciami, że moja mała łódka na moment działała jak lodołamacz. Albo bardziej śmiecio-łamacz). Śmieci w Neapolu są najbardziej po skończonym handlu w okolicach ryneczków pod gołym niebem. Ale te śmieci są zbierane i nie ma tak, że przez nie brodzisz. Szczerze mówiąc, nic mi też tam nie śmierdziało. Bardziej uderzyło mnie kiedy pewnego poranka szłam po świeży chleb i czułam zajebiście intensywny zapach prania. Z tym mi się kojarzy Neapol, nie ze śmieciami.
Po co być rośliną doniczkową skoro możesz być drzewem doniczkowym – skala roślin w Neapolu
Jeśli śledzisz mnie na Instagramie (floatingmyboat_com), to wiesz, że odkąd bywam w domu częściej niż 1-2 dni w tygodniu (jak to było od lipca do października) złapałam jakiegoś dziwnego bakcyla na roślinki. Skupuję niemal wszystko a wizyty na Wielkopolskiej Giełdzie Roślin traktuję jak wizyty u świętego Mikołaja. Tym bardziej ekscytował mnie fakt, że Neapol to jedna wielka palmiarnia. Uliczki obrośnięte są szczególnie bujnie fikusami (mam też!), ale w skali wykraczającej poza hodowlę domową. Nierzadko widziałam wielkie drzewa wyrastające z ciasnych donic poupychanych na gankach i balkonach. Mimo, że nie sądzę aby ktoś szczególnie te rośliny podlewał, raziły intensywnością zieleni.
Wszystkie neapolitańskie panoramy czyli skąd najlepiej oglądać Neapol?
Wiem, że się powtarzam. Kolejna rzecz, którą „uwielbiam” – ale nic na to nie poradzę. Myślę, że chęć patrzenia na coś z góry, bycia na szczycie, to dość pierwotny popęd ludzki. Mój ma się bardzo dobrze – do tego stopnia, że gdzie nie pojadę, instynktownie szukam najwyższych punktów, żeby móc pooglądać sobie miasto (albo góry!) z lotu ptaka. Neapol hojnie obdarzył swoich mieszkańców punktami widokowymi. Nawet niespecjalnie trzeba ich szukać. Wystarczy wypuścić się w dzielnicę hiszpańską (Quartieri Spagnoli) i iść dopóki oczom nie ukaże się Zatoka Neapolitańska i dumny Wezuwiusz. Albo przyatakować liczne schody w Sanicie i zobaczyć neapolitańską dzielnicę biznesową z bliska, ale z góry. Chciałyśmy z siostrą wejść do jednego z wieżowców w dzielnicy biznesowej (zupełnie jak ja wcześniej w Kijowie), ale niestety pan portier nie był tak skory do negocjacji jak pani z Kijowa i obeszłyśmy się smakiem.
Ps. Zobacz ile tu jest kolorów!
Inny wymiar potliwości – lato w Neapolu i czy można się roztopić
OK – ten akapit będzie nieco awkward, ale wierzę, że może kogoś przekonać do przemyślenia czy sierpień jest na pewno odpowiednim miesiącem na wyjazd na południe Włoch. Słowem wstępu – od 2016 roku ćwiczę na siłowni. Zdarzały się przerwy, ale patrząc na ogólny bilans, kondycję mam dobrą, ogarniam ćwiczenia siłowe, wiem dlaczego HIIT jest lepszy niż zwykłe cardio i żeby się konkretnie spocić, muszę się pierw ostro na tej siłowni wytyrać. Praktycznie każdy trening kończę w stanie, który do sierpnia wydawał mi się być „skrajnym spoceniem” – to ten moment, kiedy pot kapie ci nawet z łokcia. Byłam pewna, że bardziej spoconym po prostu się nie da być.
Neapol pokazał mi, jak bardzo się myliłam. Upał jaki towarzyszył nam przez ten tydzień przez cały czas jest nie do opisania. To jakbyś po orzeźwiającym, chłodnym prysznicu musiał od razu wejść do sauny i w tej saunie ubrał się w lekko wilgotne ubrania. To taki upał, że masz ochotę wypić nawet jabłko. To taki upał, że jeśli masz długie włosy, masz ochotę je zgolić na zero, bo ci czacha dymi. Kiedy idziesz w słońcu, to czujesz się dokładnie tak jak boczek, który rano podsmażałeś w jajecznicy. To też taki upał, który sprawia, że otwieranie drzwi antywłamaniowych do twojego mieszkania z airbnb jest czynnością, która powoduje że pocą Ci się jebane kolana, uda i w ogóle wszystko. I fakt, że jesteś w krótkiej, białej, zwiewnej sukience absolutnie nic nie pomaga.
Weź to pod uwagę zanim kupisz te bilety na sierpień, serio.
Jak zjeść 4000 kcal i nie przytyć – case study Neapolu
Że te 4000 kcal zjesz jestem pewna. Kuchnia włoska, a w szczególności specjały neapolitańskie są tak dobre, że głupotą byłoby ich nie spróbować (kilka razy/dziennie) będąc w Neapolu. Gdybym w tej podróży była sama, prawdopodobnie jadłabym mniej, bo wyszukiwanie restauracji idzie mi tak średnio. Miałam jednak nieocenioną pomoc w postaci mojej siostry, która całkiem przejęła na siebie obowiązek wynajdywania nam miejsc z pizzą, owocami morza, lodami, kawą i wypiekami. Ona ma tak silny instynkt do znajdywania jedzenia jak ja do kawiarni. A wiesz jak to jest – pierwszy, drugi, trzeci dzień jeszcze się hamujesz, ale przychodzi ten jeden moment, to jedno porozumiewawcze spojrzenie i leci lawina. Z jednej budki z lodami po pizze frittę. Potem kawa. A jak kawa, to i lody. I pyk – 4000 kcal wjechało a Ty nawet nie wiesz kiedy. Gdyby nie to, że z Weroniką mamy motorki w pupach i lubimy dużo chodzić, wróciłybyśmy na bank z 2 kg grubsze. Wyciskanie 37 000 – 40 000 kroków dziennie pomogło jednak zniwelować zgubne skutki ładowania węgli i nic złego się nie stało, a ja już wiem, że ani pizza ani lody nigdy nie będą smakować tak samo. Serio – Neapol to jest kulinarny RAJ.
Gdzie zjeść w Neapolu?
Wszędzie. Ale dla ułatwienia podam wam kilka adresów.
Pizzeria Oliva da Carla e Salvatore, Via Sanità, 11/12 – to miejsce gdzie urzęduje Carla i jej świta. To tam jedzenie smakowało nam najbardziej i było w sumie najbardziej zabawnie. Skuter prowadzony przez kelnera, który w jednej ręce trzyma stos 10 pizz, a drugą kieruje pojazdem? Tam to zobaczysz. Zdjęcie na fejsa zrobione przez kelnera kiedy akurat otwierasz buzię i wszystko wygląda totalnie nie tak jak powinno? To tam. Mini wszechświat składający się z obsługi, gdzie każdy robiąc coś krzyczy na drugi koniec restauracji? To też tam. Piszę to bez cienia ironii – naprawdę mi się tam podobało i jak wrócę kiedyś do Neapolu, to NA PEWNO tam pójdę.
Pizzeria Concettina ai Tre Santi, Via Arena della Sanità, 7 Bis – tutaj idź tylko wtedy, kiedy nie jesteś głodny, bo czas oczekiwania na wolny stolik może wynosić godzinę, a może wynosić aż dwie. Pod restauracją od momentu otwarcia zbiera się gęsty tłumek, przy drzwiach stoi kelner z zeszytem, w którym prowadzi „rejestr głodnych”. Musisz przedrzeć się przez tłum do kelnera, podać swoje imię oraz jakiego stolika potrzebujesz, a potem czekasz, aż kelner wywoła Cię i wprowadzi do pizzerii. Jedzenie ultra smaczne, nawet dość legendarne, bo to właśnie w tym lokalu powstała pierwsza margherita, ale nie licz, że dostaniesz tu coś „dietetycznego”. Z naszej pizzy kapał tłuszcz. (Still I regret nothing).
Antica Pizza Fritta da Zia Esterina Sorbillo, Piazza Trieste E Trento, 53 – to jest zaskoczenie tego wyjazdu. Pizza smażona w głębokim tłuszczu, a w nim szynka, ser i jakieś inne dodatki. Zjadłam dla samego doświadczenia, wróciłam po więcej bo takie dobre. Samo zamawianie pizzy fritty jest ciekawe – jeśli nie mówisz po włosku. W okienku mówisz nazwę pizzy, którą chcesz, a obok leży sterta papierów i monet. Czy to napiwki czy co – nadal nie wiem, ale na wszelki wypadek zostawiłyśmy z siostrą coś od siebie. Potem kelner woła jakąś nazwę i wydaje Ci się, że to nie może być Twoja pizza, ale wszyscy z kolejki oraz kucharz dobrze wiedzą, że to właśnie twoje zamówienie i wciskają Ci to do rąk. Potem idziesz na chodnik i pizzę, owiniętą w najzwyklejszy papier, wsuwasz na ulicy.
Fantasia Gelati, Via Chiaia, 186 – bez cienia przesady, najlepsze lody jakie jadłam w życiu. Polecam strasznie.
Pescheria Azzurra, Via Portamedina, 5 – tu z kolei zaliczyłyśmy najlepsze owoce morza ever. Weronika wzięła spaghetti z owocami morza, a ja wszystko po trochu smażone w tempurze (I regret nothing). Zjadłyśmy to i … poszłyśmy po drugie tyle tym razem już na wynos. To też jedno z tych miejsc, gdzie czekasz aż kelnerka wskaże Ci wolny stolik. I też uroczo się ciągle drze. :P
Wypieki – zjadłyśmy zarówno babkę rumową (taka sobie) jak i sfogliatelle. Weronice to wszystko jakoś bardziej podeszło, na mnie nie zrobiło aż takiego wrażenia. Za to kawa – o m g – piłam ciągle.
Padre Pio i kapliczki na ulicach Neapolu
Wygląda na to, że religijność jest w Neapolu na dość wysokim poziomie. Świadczyć o tym może fakt, że w mieście jest około 500 kościołów, a na prawie każdej ulicy bez trudu znajdziesz różnej wielkości kapliczki / ołtarzyki. Zwykle są w nich figury Marii lub Ojca Pio, świece, kwiaty, pamiątki po zmarłych i nawet ich zdjęcia! Te kapliczki są tak integralnym elementem życia w Neapolu jak skutery – na początku idziesz i myślisz, wtf, a potem przestajesz to zauważać. Nie trzeba się wybitnie kapliczkom przyglądać, żeby zauważyć, że mieszkańcy o nie dbają. Kapliczki powstawały głównie w XVIII w. i ich funkcja nie była jedynie religijna. Miały też oświetlać uliczki i wskazywać drogę.
Neapol > Rzym
Kiedy w 2015 r. wracałam z Rzymu, myślałam sobie, że do Włoch prędko nie wrócę. Rzym mnie strasznie wytyrał – co chwilę ktoś coś ode mnie chciał. A to sprzedać parasol, sprzedać selfie sticka, sprzedać wszystko inne, ciężko się też chodziło między zbitymi wycieczkami Azjatów (no prejudice, ale fakt faktem, chodziło się ciężko). Neapol mnie rozpieścił tak bardzo, że kombinuję już jak by tu wrócić przy najbliższej okazji. Przez cały tydzień NIKT nie próbował nam nic opchnąć. Spotkałyśmy się w zasadzie tylko z miłymi zaczepkami i jak już to próbami pomocy (pozdrawiamy tłumek spod pizzy fritty). Zwiedzałyśmy sobie wszystko tak jak chciałyśmy i totalnie nikt nie przeszkadzał. Aha, co do bezpieczeństwa – nie raz wracałyśmy do mieszkania przed północą. Aparat miałam ze sobą ciągle, przez większość czasu totalnie na widoku. Nikt nas nie okradł, nikt nam nic nie zrobił. Szczerze mówiąc, większą adrenalinę czułam szwendając się w Łodzi. ;)
Ten wpis to zaledwie wstęp. W drugiej części Przewodnika Niepoprawnego po Neapolu podam więcej konkretów co zobaczyć w tym obłędnym mieście, bo oprócz zabójczo uroczych wąskich uliczek z praniem, Neapol ma o wiele więcej do zaoferowania. Architektura jaką tam widziałam to mistrzostwo, a klatka schodowa Pałacu Królewskiego (Palazzo Reale di Neapoli) do dziś mi się śni po nocach. Chcę jeszcze opowiedzieć o wysepce Procida, która zadziwiła mnie swoją powierzchnią (4km2!), a także o Pompejach, które były zajebiste mimo że prawie się w nich roztopiłam.
No i abstrahując od Neapolu, trochę czuję ulgę, że w końcu wróciłam na ten blog. A trochę niepokój czy ja nadal umiem pisać. Jakieś miłe słowa w komentarzach na pewno mi pomogą. Kolejny wpis będzie podsumowaniem roku i pozrzucam w nim kilka bomb, ale czuję, że muszę się wytłumaczyć dlaczego porzuciłam Floating My Boat na osiem długich miesięcy. Do zob! :)