Podsumowania roczne to już na moim blogu tradycja. Z lekką nutką ironii mogę śmiało stwierdzić, że to mój najbardziej regularnie pojawiający się wpis od trzech lat. ;-) Tym razem też nie będę wyliczać kilometrów, lotów, państw i tak dalej, bo nadal mnie (i Ciebie pewnie też) to nie interesuje, ale w telegraficzny sposób postaram się wymienić najważniejsze rzeczy, jakie wydarzyły się w tym roku. Właściwie piszę to w głównej mierze dla siebie, bo bardzo łatwo przychodzi mi ignorowanie i zapominanie własnych osiągnięć i wyolbrzymianie porażek lub niedociągnięć. Ten wpis służy mi do zebrania faktów i pokazania samej sobie, że tak naprawdę – jest całkiem dobrze. ;)
Podróże i blog
W 2017 nie poszalałam z podróżami i pierwszy raz odkąd pamiętam jakoś niespecjalnie mnie ten fakt boli. Nie boli, bo chwilowa rezygnacja z podróży była tylko krokiem na drodze realizacji planów, które w dalszej perspektywie pozwolą mi podróżować dłużej i dalej. W ciągu całego roku znacznie więcej jeździłam po Polsce niż za granicą, a to z racji pewnych zmian jakie konsekwentnie wprowadzam w swoim życiu (o tym za chwilę). Z zagranicznych wyjazdów udało mi się odwiedzić Bośnię i Hercegowinę do której zapałałam miłością wielką, zobaczyć w końcu fiordy Norweskie i skorzystać z silnego cypryjskiego słońca. W listopadzie zaś, mając na względzie rewolucję jaka niedługo wpadnie w moją codzienność, zrezygnowałam z wyjazdu do Jordanii i przeznaczyłam ten czas i pieniądze na przygotowania do najbliższych miesięcy.
O ile za granicą nie spędziłam jakoś wiele czasu, to całkiem sporo pojeździłam po Polsce. Katowice, Zagłębie, Śląsk, Wrocław, Karkonosze, Orawa, Warszawa, Cieszyn, dolina Baryczy, okolice Wielkopolski, o których wcześniej nie miałam pojęcia, góry Stołowe – jakimś cudem odwiedziłam te wszystkie miejsca w większości korzystając z weekendów. Co najlepsze, przy okazji tych wyjazdów miałam okazję poznać świetnych ludzi, z którymi do dzisiaj mam kontakt.
Jak podróże to i blog. Ten rok był również przełomowy pod względem ruchu na blogu. Może nie widać tegoz zewnątrz, bo nadal piszę skandalicznie sporadycznie, nadal nie mam nieszczęsnej zakładki o współpracy ani nigdzie tego bloga nie reklamuję, to mimo to, właśnie w tym roku mój blog urósł najbardziej. Praca włożona we wpisy jeszcze w 2016 w końcu zaowocowała i to w tym roku zanotowałam najwięcej wejść na bloga od początku jego istnienia. Co się zatem stanie, kiedy będę na ten blog miała więcej czasu? ;-)
Fotografia i praca
Właściwie to ten paragraf powinien nazywać się „Fotografia, praca, życie, podróże i wszystko inne” bo ten rok został całkowicie zdominowany i podporządkowany fotografii. Jeżeli chciałabym zdefiniować słowo „postęp” to mogłabym opowiedzieć swoją historię z ostatniego roku. To byłaby historia o tym, jak pragnienie wyrażania SIEBIE, tworzenia czegoś wartościowego i ponadczasowego, wynikające jedynie z moich własnych potrzeb przeradzało się w styl życia. To byłaby też historia o tym, jak frustracja, złość i brak zgody na bezpieczne lecz nudne i powtarzalne życie stało się motorem daleko idących zmian. Ledwo wierzę, że jeszcze rok temu zastanawiałam się, czy zakładać swoje portfolio fotograficzne, czy w ogóle nadaję się do fotografowania ludzi, czy będę umiała poprowadzić sesję. Od tamtego czasu miałam kilkadziesiąt (!) sesji zdjęciowych, a przez mój komputer przeszły prawie 2 TB zdjęć ( to jest ten moment kiedy dzieje się to: klik). Dostałam też mnóstwo szalenie pozytywnych opinii i wiadomości od ludzi, z którymi współpracowałam, co tylko motywowało mnie żeby się nie poddawać. Co więcej, mój kalendarz na 2018 jest już w dużej mierze zapełniony i już się nie mogę doczekać przyszłorocznych podróży. A będzie pięknie: od Karkonoszy przez Mazury aż po Bałtyk.
Od dawna już żyję ze świadomością, że schemat życia opierający się na pracy, która daleka jest od pasji, spędzania większości dnia w zamkniętym biurze, praktycznie zerowa elastyczność, robienie rzeczy w oparciu o decyzje bazujące na czyimś widzimisię, a nie na logice, późne powroty do domu i brak sił na kreatywne zajęcia i wynikająca z tego frustracja, życie od weekendu do weekendu, od 16:30 do 23:00, są raczej kiepskim planem na siebie, nawet jeśli z pozoru wygląda to jak fajnie rozwijająca się kariera w międzynarodowej korporacji. Nie jestem jednak typem osoby, która podejmuje decyzje pod wpływem emocji, a do rewolucji lubię się solidnie przygotować. Na razie nie mogę nic więcej powiedzieć, oprócz tego, że moje przygotowania są już w dużej mierze ukończone, a ja czułabym z tego powodu ogromną satysfakcję, gdyby nie fakt, że jestem po prostu tym wszystkim potwornie zmęczona i na radość aktualnie nie mam sił.
Be careful what you wish for. Moje „wish for” się właśnie spełnia. Zaczynając tą drogę rok temu, nie zdawałam sobie sprawy (bo nie mogłam, niby skąd), ile to mnie będzie kosztować pracy i jak szeroki to jest temat. Kiedy spoglądam na ostatnie dwanaście miesięcy widzę głównie balansowanie czasem i szalenie inspirujące momenty, spotkania z naprawdę wspaniałymi ludźmi, dziesiątki sesji fotograficznych, książki o fotografii, długie rozmowy ze znajomymi z branży, dylematy fotograficzne, które dalekie od komfortu najbardziej mnie rozwijały, setki godzin w Lightroomie, dziesiątki godzin spędzone na obmyślaniu swojej oferty, podsyłanie moich prac innym fotografom do krytycznej oceny, czytanie o biznesie, eksperymenty dosłownie ze wszystkim co chociaż stało obok fotografii i prowadzenia własnego biznesu. I zaraz potem długie i nierzadko nudne jak flaki z olejem godziny spędzone na robieniu rzeczy, które były bezsensowne. Tak, to był rok kiedy frustracja prawie wylewała mi się oczami. Chciałabym napisać, że przeszłam z tym stanem do porządku dziennego, ale byłoby to kłamstwo. Nierzadko chodzę wkurwiona i jedynie tłumaczenie sobie, że jeszcze tylko chwilkę, że to już coraz krócej, trzyma mnie w ryzach. Jak by nie patrzeć, to właśnie ta nieznośna frustracja zmusiła mnie do zebrania w sobie odwagi żeby w ogóle pomyśleć o jakiejś alternatywnej drodze.
Wybory
Jednym absolutnie największym minusem jest to, że aby wyrabiać się z terminami oddawania zdjęć, mieć czas na sesje itd., musiałam z czegoś zrezygnować. Padło na siłownię. I niestety – był to zły wybór, ale jedyny możliwy. To też lekcja jaką wyniosłam z tego roku – nie da się mieć wszystkiego jednocześnie.
2017 to był rok ciężkiej pracy, nauki, wykształcania w sobie asertywności, okropnego zmęczenia, ale też wielkiej radości, uświadomienia sobie co w moim życiu się najbardziej liczy i jak chcę je kształtować, dojrzewania do jeszcze większych zmian, nawiązywania inspirujących znajomości, pięknych przyjaźni, które w znaczący sposób wpłynęły na to, że mimo trudności nadal realizowałam to co sobie przedsięwzięłam. To był też rok badania własnych granic i jasnego komunikowania ich zewnętrznemu otoczeniu. Ja, kiedyś kompletnie nieasertywna osoba, potrafiłam w tym roku ODMÓWIĆ współpracy osobom, których poglądy i podejście do życia kompletnie rozmijały się z moim. Co więcej – wiem, że to dobry kierunek i że żadne pieniądze nie są warte kłopotów, jakie nietrafione współprace mogą ze sobą nieść.
Co do planów na 2018 – mam ich całkiem sporo. Co więcej, intuicja podpowiada mi, że wyjdę z tego wszystkiego obronną ręką i że to jest dobry ruch. Mimo, że niesie ze sobą spore ryzyko. ;)
2017 w zdjęciach
A żeby chociaż trochę w tym podsumowaniu było chronologii, poniżej wybrałam kilkadziesiąt ulubionych zdjęć z poprzedniego roku.
Styczeń
Babski wyjazd w Karkonosze – to był świetny początek roku i do teraz bardzo miło go wspominam. <3
Luty
Marzec
W zasadzie to był najbardziej podróżniczy miesiąc z całego roku – poleciałam na Cypr i później do Bośni i Hercegowiny.
Kwiecień
Badum-tss – od teraz zdjęcia będą mojego nowego aparatu – długo wyczekiwanej pełnej klatki Canona.
Maj
To był cudny miesiąc, pełen wyjazdów, czasu spędzanego na łonie natury i zdjęć.
Czerwiec
Miesiąc „Climax” – przeładowany wyjściami, spotkaniami ze znajomymi, zdjęciami i wszystkim co najlepsze. Pod koniec czerwca poleciałam też do Norwegii.
Moje ULUBIONE zdjęcie z tego wyjazdu. :D <3
Lipiec
Sierpień
Piękny schyłek lata, ostatnie sesje w tak złotym słońcu i siostrzany wyjazd do Warszawy.
Wrzesień
Miesiąc, kiedy odwiedziłam Wrocław i Katowice więcej razy niż łącznie przez ostatnie kilka lat. ;) Wszystko dzięki fotografii.
Babskie góry edycja II – pięknie było!
Październik
Listopad
Grudzień
Tobie ( i w sumie sobie też) życzę, aby w 2018 nie brakło Ci determinacji do realizowania własnych przedsięwzięć, otwartej głowy na to co może przynieść przyszłość oraz aby zawsze w Twoim otoczeniu znalazły się życzliwe i pomocne osoby (nawet jeśli nie będą Cię tylko głaskać po główce, ale podzielą się też szczerą krytyką Twoich poczynań – tacy przyjaciele to PRAWDZIWY skarb, bo to oni życzą Ci najlepiej).
Powodzenia!