Read this post in English here.
Reisefieber i opuszczanie strefy komfortu
Piszę ten wpis siedząc na lotnisku Chopina w Warszawie, czekam na swój lot do Belgradu, który jest opóźniony. Jestem trochę zdziwiona i trochę dumna z siebie, że w ogóle tutaj dotarłam.
Uwaga, uwaga, to jest moja pierwsza podróż solo.
Co to jest reisefieber?
Reisefieber to mieszanka niepokoju i ekscytacji związana ze zbliżającą się podróżą. Mnie często towarzyszy uczucie „motyli w brzuchu”, ale kiedy trwa to czwarty lub piąty dzień z rządu, można oszaleć.
Nieważne ile razy podróżuję, sama czy z kimś, w nieznane czy do rodzinnego domu, zawsze cierpię na reisefieber, a tym razem to już w ogóle jakiś kosmos. Zazwyczaj zaczyna się tydzień przed planowanym wylotem/odjazdem, tym razem od dwóch tygodni nie myślę o niczym innym oprócz wyjazdu. Stojąc wczoraj na przystanku tramwajowym, czekając na tramwaj mający mnie zabrać na przystanek Polskiego busa w Poznaniu, nic nie wydawało mi się bardziej pożądane od zakopania się we własnym łóżku w pokoju w centrum Poznania i nie wychylania nosa przez kolejne dwa tygodnie.
Wieczór przed wyjazdem strach ma bardzo wielkie oczy
Za godzinę muszę wyjść z mieszkania. Przystanek na półwiejskiej, tramwaj do dworca zachodniego, Górczyn, nocny polski bus do Warszawy, Warszawa i czekanie aż otworzą metro, przejazd metrem do centrum na dworzec kolejowy, kawka, dojazd na lotnisko. Powtarzam to niczym mantrę, bo znajomość planu daje mi jako takie poczucie bezpieczeństwa. Nie mam planu na kolejne etapy podróży, ale to nic. Wiem, że jak tylko znajdę się w pierwszym środku lokomocji i pożegnam się z chłopakiem, poczuję zew przygody i strach zniknie. Najgorsze jest to czekanie.
Wychodzenie ze strefy komfortu
W internecie można znaleźć mnóstwo poradników o tym, jak ważne jest aby w miarę regularnie wychodzić z własnej strefy komfortu. Mimo to, jakoś niechętnie to robimy i nie ma się czemu dziwić. Zamiana dobrze znanej rzeczywistości na wielką niewiadomą zmusza do myślenia i wyłączenia trybu automatycznego, w którym działamy przez większość czasu w normalnych warunkach. Nie zastanawiam się jak dojść na tramwaj, bo wiem gdzie są przystanki, znam rozkłady jazdy. Nie muszę myśleć gdzie iść na zakupy, bo wiem, że w drodze do domu jest ich kilka. Wiem też, gdzie będę spać tej nocy i że mi będzie wygodnie. A w podróży? Zależy od stopnia organizacji, ja jednak większości z tych rzeczy po prostu nie wiem bo działam bardzo spontanicznie. I absolutnie na to nie narzekam, bo właśnie tą spontaniczność sobie cenię najbardziej.
Jak się przygotować do opuszczenia strefy komfortu i załagodzić reisefieber?
Na mnie niezawodnie działają dwa sposoby. Po pierwsze, planowanie początku podróży. W najmniejszym szczególe. Po drugie, zebranie informacji o miejscu, do którego jadę.
Planowanie
Początek podróży jest zwykle „najstraszniejszy”, przynajmniej dla mnie, właśnie ze względu na ten szok związany z opuszczeniem strefy komfortu. Wszystko jest nowe, a w podróżowaniu w pojedynkę nie można na nikim polegać, oprócz na samej sobie. Dlatego chcę dobrze orientować się szczególnie w logistycznych aspektach wyjazdu, żeby oszczędzić sobie stresu np. związanego z krótkim czasem na przesiadkę czy niewiedzą jak dostać się na lotnisko z jakiegoś miejsca. Informacje logistyczne są zwykle dobrze dostępne w internecie i wystarczy tylko ich poszukać.
Research!
Wyżej napisałam, że zostawiam sobie dużo miejsca na spontaniczność. A tutaj piszę, że robię przed wyjazdem research. Czy to się przypadkiem nie kłóci?
Otóż nie. Cała zabawa polega na tym, żeby wiedzieć jak najwięcej i zostawić sobie otwarte drzwi do wielu możliwości. Chcę wiedzieć, które regiony w danym kraju warto odwiedzić, czy muzea są płatne i ile, czy lepiej jeździć busami, czy pociągami itp., itd., ale nie fiksuję się na konkretny plan i nie rezerwuję noclegów na całą podróż. Chyba, że jadę do Rzymu w środku sezonu. ;-) Zawsze spisuję sobie kilka adresów hosteli i drukuję mapki. Jest opcja korzystania z gps, co zdarza mi się coraz częściej, ale co jeżeli rozładuje mi się telefon? Zawsze lepiej mieć coś, czego działanie się nie skończy w najmniej odpowiednim momencie.
Ogarnąwszy te dwie rzeczy, w momencie wejścia do samolotu, cały stres ze mnie ulatuje. Cieszę się każdą chwilą i chyba to po mnie widać, bo dziwnym trafem obcy ludzie sami odnajdują do mnie drogę i zaczyna się magia. Okazuje się, że właściwie wszystko da się ogarnąć, z każdej sytuacji jest wyjście, wystarczy mieć głowę otwartą na pomysły i ludzi.
Aktualizacja z mojego pierwszego dnia solo
Jestem już w Albanii, na campingu przy jeziorze Szkoderskim. Jest pięknie. Z lewej jezioro i górki, z prawej góry. Cisza, spokój, leżę sobie w namiocie i schodzi ze mnie cały stres. Pojechałam sama i co? I jestem w Albanii. Nie wierzyłam, że mi się to uda. A jednak. Samolot do Belgradu, nocny pociąg przez Czarnogórę, targowanie się z taksówkarzem o cenę przejazdu do Albanii i oto jestem.
Nie wiem co będę robić jutro. Może zostanę, może pojadę. I właśnie to zaczyna podobać mi się najbardziej.