Sarajewo to miasto „człowiek-orkiestra”. Możesz iść na szaloną całonocną imprezę do jednego z licznych pubów i klubów. Możesz dowiedzieć się o przebiegu oblężenia miasta oglądając realistycznie odtworzone wnętrza mieszkań z tamtych czasów lub słuchając historii osób, które przeżyły. Możesz wejść na jeden z wielu punktów widokowych i podziwiać różowo-złote zachody słońca. Możesz równie dobrze wybrać się na spacer za miasto i zrobić sobie urbex jakich mało po opuszczonym torze bobslejowo-saneczkarskim.
Sarajewo 2.0
Kiedy pierwszy raz znalazłam się w Sarajewie kilka lat temu, wtedy jeszcze z Wojtkiem, lał deszcz, było zimno, my nie mieliśmy za wiele pieniędzy. To był nasz wielki bałkański „autostopowy trip”. Chcieliśmy już wtedy wejść na opuszczony tor bobslejowo-saneczkarski w Sarajewie, ale brakło nam czasu i zapału (ah ten deszcz). Postanowiłam nadrobić te zaległości w tym roku, tym bardziej, że pogoda po prostu nie mogła być lepsza. I miałam czas. Całe cztery dni.
Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Sarajewie w 1984 – krótka historia
Zacznę znowu od małego throwbacku. Podczas tej pierwszej wizyty w Sarajewie, dziwiliśmy się z Wojtkiem, że pomimo upływu lat, pod dworcem głównym nadal stoi sporych rozmiarów tablica upamiętniająca Zimowe Igrzyska Olimpijskie z 1984 roku. Tablica w stanie opłakanym, podobnie jak żółty tramwaj, który pod nią przejechał. Dopiero później, kiedy poczytałam więcej o historii Bośni i Hercegowiny i samego Sarajewa, zrozumiałam dlaczego nikt tej tablicy (jak i innych pozostałości po igrzyskach) jeszcze nie usunął. Te igrzyska to był w zasadzie jeden z ostatnich momentów, kiedy mieszkańcy Sarajewa świętowali coś wspólnie przed wybuchem wojny i oblężeniem miasta, które do dziś odbijają się na Bałkanach czkawką i to taką, która chyba jeszcze długo się nie uspokoi.
Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Sarajewie i fuck-up na starcie
Zimowe Igrzyska Olimpijskie w Sarajewie miały miejsce w lutym 1984. Otwarto je na stadionie Koševo uroczyście, ale z fuck-upem. Flaga olimpijska została podniesiona do góry nogami. Brzmi zupełnie jak Bałkany. ;) Symbolem-maskotką igrzysk w Sarajewie był wilk Vučko, o dość przebiegłym spojrzeniu, a godłem płatek śniegu zaprojektowany na wzór koronek produkowanych w Sarajewie.
Położenie toru bobslejowo-saneczkarskiego w Sarajewie
Tor zdecydowano się wybudować na sąsiadującej z Sarajewem górze Trebević i był on ówcześnie jedną z najdroższych inwestycji w byłej Jugosławii. Jest długi na 1300 metrów i został zaprojektowany tak, że zjazd można zacząć na trzech różnych trasach.
Magia dawnego Sarajewa
Jak na złość, jeszcze dzień przed igrzyskami w Sarajewie nie było ani grama śniegu, co trochę podkopywało powodzenie całych igrzysk, biorąc pod uwagę, że większość konkurencji jednak tego śniegu potrzebowała. Śnieg spadł niespodziewanie w nocy z 7-8 lutego w ilości hurtowej przyczyniając się tym samym do srogiego świętowania w mieście. Sarajewo w tamtych czasach było absolutnie zajebistym miastem. Wielokulturowym, wieloreligijnym i wieloetnicznym. I jakoś wtedy jeszcze nikt nie miał z tym problemu. Kilka lat później wszystko się jebło pokomplikowało i nie może się rozwiązać aż do dziś. W trakcie oblężenia miasta, tereny wokół toru bobslejowo-saneczkarskiego zostały zaminowane i przejęte przez czetników (czyli partyzanckie oddziały bośniackich Serbów).
Jak na pewno nie jechać na opuszczony tor saneczkowy w Sarajewie?
Dawno temu na tor bobslejowo-saneczkarski w Sarajewie można się było dostać kolejką linową. Przejazd trwał około 12 minut i rozpoczynał się w dzielnicy Bistrik. Podczas oblężenia kolejkę zniszczono i do dzisiaj, mimo zapewnień rządu, że kolejka zostanie odbudowana, nie ma po niej ani śladu. Dlaczego? Bo nie ma pieniędzy ani zgody co do tego kto i jak ma to zrobić.
Ja miałam nadzieję, że uda mi się na tor dojechać taksówką. Zapomniałam jednak, że taksówkarzy należy omijać na Bałkanach z daleka (trochę generalizuję, ale jednak patrząc na moje doświadczenia, większość była albo słaba, albo mocno średnia) i podeszłam do jednego pytając o cenę za przejazd. Od znajomego, Nedima, wiedziałam, że przejazd nie powinien być droższy niż 8-10 KM. Byłam skłonna zapłacić nawet 15, bo tor oddalony jest jakieś 4.5 km od centrum miasta i idzie się ciągle pod górkę, a chciałam zaoszczędzić czas. Taksówkarz rzucił mi zaporową cenę 55 KM. Zdębiałam, ale odpowiedziałam, że mogę zapłacić 15 KM. Taksówkarz mnie dosłownie wyrechotał. Ja zaś poczułam, że mam wielką ochotę na spacer (lub że kij mu w oko) i poszłam.
Jak dojść na opuszczony tor saneczkowy w Sarajewie piechotą?
Normalnie. :P Nie jestem w stanie podać tu dokładnych wskazówek, bo nie ma to najmniejszego sensu. Droga na opuszczony tor saneczkowy w Sarajewie wije się niczym wąż. Szłam po schodach, po wąziutkich, gęsto zabudowanych ulicach, na których spotkać można było jedynie koty. Szłam po uliczkach, gdzie dzieciaki grały w piłkę, odbywały się drobne remonty, ktoś trzepał dywan na zewnątrz.
W pewnym momencie spotkałam na swojej drodze dziewczynę. Była tak samo zasapana jak ja (pamiętaj, nigdy nie wiesz kiedy spacer zamieni się w trekking w Sarajewie) i kompletnie nie czaiła kierunków. Gdybym jej posłuchała, skończyłabym w Mostarze, a nie na torze więc moją jedyną radą jest ustawić sobie GPS i iść tak jak wskazuje.
Trasa zajmuje 4 do 5 kilometrów, w zależności gdzie wystartujesz. Ja rozpoczęłam w okolicy mostu łacińskiego, niedaleko miejsca gdzie zastrzelono arcyksięcia Franciszka Ferdinanda, dając tym samym początek I Wojnie Światowej. Szłam dość szybkim tempem a i tak zajęło mi to godzinę z niewielkim hakiem. W pewnym momencie trasy skończyły się domostwa, skończyła się droga i rozpoczęła uklepana ścieżka. W oddali zobaczyłam dwa psy. Podchodziłam do nich z duszą na ramieniu, bo sądziłam, że mogą nie mieć dobrych intencji. Psiaki jednak rozmerdały się ogonami i dały mi przejść.
Graffiti (bo raczej nie street art) na opuszczonym torze bobslejowo-saneczkarskim w Sarajewie
W opuszczonych budynkach raczej rzadko można zobaczyć powalające malowidła, ale Wieża Snajperów w Mostarze podsyciła mój apetyt na bośniacki street art. Jakże więc byłam zawiedziona widząc jedynie żółtego kota, który panoszy się dosłownie po całych Bałkanach i mnóstwo tagów, które choć kolorowe i nie najgorsze, to jednak ze street artem nie mające za wiele wspólnego.
Przeszłam niemal cały tor saneczkowy głównie dlatego, bo lubię lasy. Chodzenie po torze w ciszy, z dala od miasta było równie przyjemne co niepokojące – gdyby mi się tam coś stało, to nawet trudno o jakąkolwiek pomoc. Piszę to, bo słyszałam różne opinie odnośnie zapuszczania się na górę Trebević. W weekendy niby spoko, bo jednak kręci się tam więcej w ludzi. W tygodniu podobno trochę gorzej i lepiej samej nie iść. Są to jednak opinie zasłyszane, więc zdecydować musisz sama.
Z opuszczonego toru w Sarajewie prosto do browaru
W drodze powrotnej spotkałam dwóch mężczyzn: Francuza i Portugalczyka. Oni dopiero wchodzili na tor, byli w Sarajewie w celach turystycznych podobnie jak ja i zatrzymali się w hostelu, który też brałam pod uwagę nim wylądowałam w Balkan Han. Minęłam ich ponownie, kiedy z toru już wracali. Tak się jakoś zgadaliśmy, że spotkamy się w browarze Sarajevska Pivara, ale dojść tam mieliśmy osobno. Ja szłam szybko ale ostrożnie, a oni lecieli w dół jak kozice górskie. Wolałam nie ryzykować, tym bardziej, że chwilę wcześniej wylądowałam na tyłku kiedy spod wytartych adidasów usunęły mi się kamyczki.
O dziwo, pod browar dotarłam dosłownie sekundy przed nimi, a zdążyłam po drodze co najmniej raz zgubić drogę. Piwka wypiliśmy, pogadaliśmy o podróżach, życiu, i innych „ważnych sprawach”. Każdy z nas miał inne poglądy i mimo, że gadało się fajnie, w pewnym momencie stwierdziłam, że ostatni zachód słońca w Sarajewie chcę spędzić na Żółtej Twierdzy, a nie w browarze. Że tak w zasadzie, to nie chce mi się więcej dyskutować, bo i tak żadne z nas nie zmieni zdania. Zdania wypracowanego odmiennymi doświadczeniami, priorytetami i aktualnym etapem życia. To jest to, co kocham w podróżach solo. Masz wolny wybór cały czas, zero kompromisów. Jak chciałam tak zrobiłam, ale nadal bardzo ciepło wspominam to szalone popołudnie.
Czy warto iść na opuszczony tor bobslejowo-saneczkarski w Sarajewie?
I tak i nie. Chyba spodziewałam się po tym miejscu czegoś więcej, a dokładnie street artu, który byłby równie interesujący co np. ten w Mostarze. Z drugiej strony, fajnie jest przejść się po torze wśród drzew i wsłuchać w odgłosy lasu. No i jest to jednak dość istotne miejsce na historycznej mapie Sarajewa. Cieszę się, że tam poszłam, bo mam dzięki temu nieco pełniejszy obraz Sarajewa. Gdybym w Sarajewie miała np. tylko 1 lub 2 dni, to tor nie byłby jednak priorytetem.