Pisanie o ciekawych miejscach w Warszawie w poście na blogu, który nie powinien przekroczyć 2000 słów to jak próba zdecydowania się na jeden jedyny bilet lotniczy kiedy do dyspozycji masz ich co najmniej sto. Warszawa to miasto, w którym dzieje się zdecydowanie za dużo, żeby ogarnąć to podczas turystycznego wyjazdu na kilka dni. W Warszawie miejsca warte uwagi są tak liczne, że po każdym wypadzie mam wrażenie, że zaledwie liznęłam tego miasta (a byłam tam już wiele razy). Ten wpis będzie o miejscach, które może nie są z typu „must-see”, ale strasznie mi się spodobały.
Ps. Chcesz 100 zł zniżki na swoją pierwszą rezerwację przez Airbnb? Załóż konto przez ten link. :)
Spoko mieć siostrę!
To, że moja młodsza siostra, Weronika, przyjeżdża do mnie w każde wakacje jest już tradycją. To, że co roku zwiedzamy sobie razem jakieś miasto – też. I że chodzimy przy tym tak dużo, że odpadają nam nogi też. Oraz – że co roku kończymy z chociaż jednym mini fuck-upem – też. (Rok temu Berlin nas tak wymechacił, że nawet o nim nie napisałam na blogu. W zasadzie to od tego wyjazdu omijałam Berlin szerokim łukiem….)
W tym roku padło na Warszawę – trochę wbrew moim naturalnym instynktom, aby w lecie z miasta jednak uciekać. Młoda uwielbia „dziejące” się miasta i tłumy ludzi, więc nie za wiele miałam do gadania. Na propozycję wyjazdu do lasu Wera zareagowała jedynie nieznacznym ruchem brwi i wzruszeniem ramion. :P Pojechałyśmy zatem do Warszawy.
Musisz też wiedzieć, że Młoda jest okrutnie ogarnięta. Ćwiczy na siłowni (nie jakieś tam cardio, ale normalnie, martwe ciągi, siady, rozpiętki i tak dalej), żegluje (i uczy tego innych!), umie grać na pianinie i uczy się gitary oraz – co zdumiewa mnie najbardziej – ogarnia matematykę. :O Poza tym, nie jest jakimś no-lifem, a zajebiście towarzyską i ogarniętą dziewczyną – wróżę jej naprawdę dobre życie.
Wera ma jednak jakieś tam nieliczne wady i dziwnym trafem – są one podobne do moich. Czasem czegoś nie dosłyszy, a potem się dziwi. Czasem nie ogarnie ubrań z prania i zarzeka się, że wcale, ale to wcale nie ma mojej bluzy i t-shirtów, a po 3 dniach kiedy ja nie mam w czym chodzić, ona mi te ubrania przynosi i – co najlepsze – bez cienia wstydu, a z rozbrajającym uśmiechem pod tytułem „no przecież nic się nie stało!”. Lekko podchodzi do kwestii orientacji w terenie – podobnie jak ja. Ten wyjazd miał być zatem ciekawy. Miałam nadzieję, że obie wrócimy z niego w jednym kawałku i bez zbytnio kompromitujących wspomnień.
Aktualnie moje ulubione miejsce w Warszawie – dach Biblioteki Uniwersyteckiej – ul. Dobra 55/56
Przed przyjazdem do Warszawy podpytałam znajomych blogerów tam mieszkających co warto w Warszawie zobaczyć. Ibazela z bloga Love Traveling polecała wybrać się na dach Biblioteki Uniwersyteckiej i jak tylko wygooglowałam zdjęcia, od razu wiedziałam, że choćby się waliło i paliło, MUSIMY tam iść. Dach BUW jest jeszcze lepszy niż sądziłam. Pomijam już fakt, że kocham biblioteki. Kocham także księgarnie i jest mi ogromnie źle kiedy nie mam czasu na czytanie książek. Kiedy biblioteka, oprócz książek, ma jeszcze zielony dach z którego widać panoramę Warszawy skąpanej w złotym słońcu, to ja już nic więcej do szczęścia nie potrzebuję. Gdyby jeszcze tego było mało (!!!), to z Biblioteki Uniwersyteckiej jest rzut beretem do Centrum Nauki Kopernik i bulwarów wiślanych (które też są zajebiste ale o tym za moment).
Długie letnie wieczory na bulwarach wiślanych
Położone na lewym brzegu Wisły, ukończone w zasadzie dopiero w tym roku, bulwary wiślane to moim zdaniem strzał w dziesiątkę. Miejsce, gdzie można posiedzieć z książką, spotkać się ze znajomymi i albo posiedzieć na sztucznej plaży popijając dość drogie piwo, albo wpaść z własnym trunkiem. Można też pojeździć na rowerze, rolkach, wsunąć burgera z food truck’a, pogapić się na leniwie pływające po Wiśle barki, posłuchać muzyki, a nawet potańczyć. Świetne miejsce i będąc kolejny raz w Warszawie na pewno tam znowu wpadnę.
Szwendamy się po Szmulkach – Praga Północ w Warszawie i ulica Ząbkowska
Jak mi żal, że ja nigdy wcześniej nie trafiłam na warszawską Pragę! Kiedy pierwszy raz zapędziłyśmy się tam z Weroniką, idąc ulicą Brzeską, miałam wrażenie jakby ktoś mnie nagle i bez uprzedzenia teleportował do Łodzi. Potem wyszłyśmy na Ząbkowską i znowu nie ogarniałam czy to nadal ta sama Warszawa, w której stoi Pałac Kultury i Nauki i te wszystkie korpo wieżowce? Jestem przekonana, że jeśli dane by mi było kiedyś mieszkać w Warszawie, to zgłębiłabym Pragę w większym stopniu niż inne dzielnice.
Klimat jest tam wyczuwalnie inny niż w po drugiej stronie Wisły. Chodziłyśmy Ząbkowską, Kijowską (stoi tam podobno najdłuższy blok mieszkalny w Warszawie, przy Kijowskiej 11 – faktycznie, trochę końca widać nie było), wpadłyśmy też na Kawęczyńską i pokręciłyśmy się chwilę po innych ulicach Szmulowizny (Szmulkach). Nie wiem jak tam się mieszka, ale coś mnie w tych ulicach mocno ujęło za serce.
Oglądałyśmy kapliczki maryjne stojące w wielu bramach, a czasem nawet na rogach ulic. Raz po raz zatrzymywałyśmy się przed muralami lub ciekawie wyglądającymi oknami kawiarni. Czasem zaleciało moczem, czasem kwiatami.
Neon Muzeum w Soho Factory na warszawskiej Pradze, Mińska 25
Muzeum absolutnie wyjątkowe. Zamiast dziesiątek eksponatów, które nic Ci nie mówią – odratowane warszawskie neony, z których aż wylewa się historia Polski. Przed wejściem do głównej sali z neonami wisi oś czasu przybliżająca historię neonów, a także Warszawy od odkrycia neonów aż do dziś. Pomijając ewidentną wartość edukacyjną, to miejsce jest też nieziemsko fotogeniczne. Neon Muzeum położone jest na Mińskiej 25, w Soho Factory – takim jakby osiedlu, które nijak mi do Pragi nie pasuje. Jest hipsterskie, bogate, nowoczesne, luksusowe. A kiedy wyjdziesz za bramę widzisz Pragę biedną, z odpadającym tynkiem i szarymi blokami. Niemniej jednak miejsce zdecydowanie warte uwagi, zarówno Soho jak i Neon Muzeum.
Park Łazienkowski w Warszawie – tłoczny, ale i tak spoko
Miałyśmy zarezerwowany Airbnb na Starym Mokotowie, rzut beretem od Parku Łazienkowskiego. Nie mogłyśmy nie skorzystać, tym bardziej, że poprzednim razem jak byłyśmy z Weroniką w Warszawie i zwiedzałyśmy park, lalo, było zimno, a ja kompletnie nie umiałam ogarnąć kierunków i strasznie wtedy pobłądziłyśmy. Chciałam zatrzeć nie najlepsze wspomnienia i zobaczyć Park Łazienkowski w bardziej sprzyjających warunkach pogodowych. Wybrałyśmy się tam dość wcześnie, a i tak główne alejki przepełnione były turystami i mieszkańcami. Jakoś mi to nie przeszkadzało, bo akurat Łazienki są tak rozległe, że ten tłum dość gładko się rozprasza. Pochodziłyśmy po dość typowych miejscach, od Pałacu Belwederskiego pod Pałac na Wyspie.
Lato w Warszawie – co warto, a co niekoniecznie
W tym roku poszłyśmy także do dwóch bardzo znanych muzeów: Powstania Warszawskiego i Historii Żydów Polskich POLIN. I wyszłam z nich rozczarowana. W Muzeum Powstania Warszawskiego bardziej skupiałyśmy się na tym, żeby zachować jakąkolwiek ciągłość zwiedzania, bo kierunek był daleki od oczywistego. Przeszkadzał mi też straszny tłok i harmider jaki panował w środku, ale okej – to nie jest „wina” muzeum. Nie pasowało mi jednak bardzo podręcznikowe podejście do tematu i brak łącznika między różnymi eksponatami.
Co do muzeum POLIN mam w zasadzie jedno zastrzeżenie. Określane jest mianem „interaktywnego” i według mnie jest to określenie mocno na wyrost. Interaktywność to w zasadzie czytanie skrawków historii na różnych powierzchniach w salach podzielonych na różne okresy (co akurat jest fajne). Dla mnie, interaktywnym muzeum jest np. Brama Poznania ICHOT, gdzie o powstaniu Polski i Poznania dowiadujesz się nawet stąpając po podłodze, która pod naporem ciała zmienia obraz. Brakło mi tu jakiegoś spójnego mianownika. Wychodząc z tego muzeum nadal mam w głowie zlepki informacji zamiast w miarę pełnego obrazu.
Podsumowując, lato w mieście może być fajne. W Warszawie naprawdę jest co robić i jest wiele ciekawych miejsc. Ja w tym wpisie zawarłam jedynie kilka, które jakoś wyjątkowo bardzo mi się spodobały – i miałam do nich zdjęcia. Poleciłabym jeszcze wybrać się do Centrum Nauki Kopernik. Byłyśmy tam z Weroniką dwa lata temu i spędziłyśmy tam CAŁY DZIEŃ. Bawiłam się jak dziecko i było super. Starówka Warszawska przez jednych hejtowana, dla mnie jest krajobrazem znanym i lubianym. O wiele częściej ląduję tam niż w dalszych zakątkach miasta, głównie ze względu na ograniczony czas jaki zwykle mam w Warszawie przy okazji dojazdów na lotnisko lub na sesje zdjęciowe.