Zorza polarna w Norwegii. Główny cel podróży zimą na północ Norwegii wielu entuzjastów fotografii i osób spragnionych niecodziennych widoków. Czym właściwie jest zorza? Jakie warunki muszą zostać spełnione, żeby powstała zorza polarna? Gdzie można ją zobaczyć? Czy naprawdę na żywo wygląda tak spektakularnie jak na zdjęciach? Zorza polarna, którą miałam ogromną przyjemność oglądać na Lofotach (niewiarygodnie malowniczy archipelag na północy Norwegii) oraz na Senji (drugiej co do wielkości wyspy Norwegii niedaleko Tromsø, również za kołem podbiegunowym) w styczniu wprawiła mnie w zachwyt tak silny, że pierwszy raz w życiu zapomniałam absolutnie o wszystkim i poddałam się całkowitemu wzruszeniu. To był najbardziej magiczny, doniosły i piękny spektakl Matki Natury jaki dane mi było do tej pory zobaczyć. Zapomniałam nawet o tym, że mam live view w aparacie i nie muszę robić zdjęć na ślepo (a ja nigdy nie zapominam o zdjęciach).
Ale zanim zaczniemy, disclaimer. To nie są sztosowe zdjęcia zorzy polarnej.To są bardzo zwykłe zdjęcia zorzy polarnej. Częściowo z powodu chwilowej utraty rozumu w obliczu takiego zjawiska, częściowo z powodu braku stabilnego statywu i szerokiego jasnego obiektywu. Mimo to, wiedząc już jak ciekawe jest to zjawisko i jakie wokół niego powstawały legendy, chcę zorzy polarnej poświęcić osobny wpis i podzielić się z Tobą zarówno tymi nieidealnymi zdjęciami jak i informacjami, jakie już posiadam.
Zorzę oglądałyśmy z Magdą i Pauliną na Lofotach oraz na Senji. Na Lofotach zatrzymałyśmy się w instagramowych domkach Eliassen Rorbuer (2 dni) oraz w miasteczku Ballstad (2 dni).
Ostatnie dni spędziłyśmy na wyspie Senja, która znana jest z obserwatorium zorzy. W Ballstad i na Senji korzystałyśmy z Airbnb. Możesz skorzystać z mojego linka i zgarnąć zniżkę 100 zł na pierwszą rezerwację, aja zyskam zniżkę na kolejne podróże.
Jeśli pomimo przeczytania tego wpisu, zdecydujesz, że wolisz Lofoty doświadczać z grupą lub profesjonalnym przewodnikiem (lub fotografem!) to możesz rozważyć poniższe opcje.
Aurora borealis – co to jest zorza polarna?
Aurora borealis na biegunie północnym, aurora australis na biegunie południowym. Zjawisko zorzy polarnej jest kosmicznie złożone i ciężko to wszystko zawrzeć w jednym wpisie na blogu. W wielkim skrócie i uogólnieniu oraz posługując się językiem łopatologicznym, zorza polarna, czyli świecenie zorzowe, to widoczny skutek aktywności wiatru słonecznego w okolicy ziemskich biegunów magnetycznych. Czym jest wiatr słoneczny dowiesz się w kolejnym akapicie. W zależności od tego, który gaz dominuje w składzie wiatru słonecznego, na jakiej wysokości atmosfery występuje zjawisko zorzy oraz jaka jest intensywność linii emisyjnych, zorza może mieć różne kolory. Najczęstszym jest zielony, ale zdarzają się też zorze niebieskie, fioletowe, czerwone, białe, purpurowe. Zwykle mają lekko metaliczny połysk. Każda zorza zachowuje się też inaczej. Jak statyczna mgiełka delikatnie zraszająca nieboskłon. Albo dynamicznie tańczące warkocze, łuk pędzący z zawrotną prędkością między dwoma krańcami nieba, esy floresy znikające i pojawiające się w najmniej spodziewanych miejscach. A nawet feniks (tego jednak jeszcze nie widziałam, ale Paulina już tak. Nic nie wyklucza też scenariusza, że zorza dziejąca się nad Twoją głową na północy Norwegii będzie jednocześnie robić wszystkie te rzeczy w różnych miejscach na niebie. Wtedy następuje tak zwana utrata rozumu, można tylko patrzeć i umierać ze wzruszenia.
Jak powstaje zorza polarna?
To, że możemy zachwycać się zjawiskiem zorzy polarnej jest bezpośrednim wynikiem aktywności Słońca. Słońce to taka elektrownia, we wnętrzu której panują dość niewyobrażalne warunki. Temperatura sięga 16 milionów stopni Celsjusza, a ciśnienie jest tak wysokie, że atomy wodoru zmuszone są wpadać na siebie i łączyć się w nowy pierwiastek – hel. Powstaje przy tym energia, która wypychana jest ku powierzchni słońca w postaci komórek konwekcyjnych. Energia ta posiada swoje własne pola magnetyczne. Wyglądem i zachowaniem przypominają rozciągające się (i pijane hehehe) gumki recepturki, co jest akurat dość istotne w całym procesie powstawania zorzy. Zdarza się, że ta energia jest tak silna, że pola magnetyczne wypychane są daleko poza powierzchnię słońca (czytaj: gumka recepturka się baaaardzo rozciąga). W pewnym momencie pęka – pola magnetyczne oddzielają się od siebie i zostają wyrzucone w przestrzeń kosmiczną z dość konkretną siłą, wręcz z siłą huraganową. To jest właśnie wiatr słoneczny. W zależności jaki jest dokładny skład wiatru słonecznego, zorza świeci na różne kolory. Na zdjęciach satelitarnych, burze słoneczne na powierzchni słońca wyglądają jak wielkie, czarne plamy.
Wiatr słoneczny to nie lada ładunek – uwolniona plazma waży miliony ton i porusza się z prędkością ponad 8 milionów km/h. Do Ziemi dociera mniej więcej 18 godzin po wybuchu na Słońcu. Czy to kurde nie jest absolutnie FASCYNUJĄCE? Proces, który zachodzi tak daleko od Ziemi ma wpływ na to, co my tu widzimy. I w sumie nie tylko, bo kiedy aktywność Słońca jest bardzo wysoka, GPSy i inne takie mogą nie działać poprawnie. Aktywność Słońca mierzy się indeksem KP opracowanym przez NASA, gdzie 1-2 to niewielka aktywność czyli lekka zorza widziana tylko za kołem podbiegunowym, 4-5 to burza słoneczna – czyli już konkretny spektakl na niebie i to właśnie widziałyśmy, a 9 to taka impreza, że nie ma co zbierać, można ją zobaczyć nawet w bardziej południowych państwach.
Kiedy wiatr słoneczny dotrze do pól magnetycznych Ziemi, zaczyna się konkretna rozpierducha. Pola magnetyczne ziemi i wiatru słonecznego zderzają się, a następnie łączą. W konsekwencji zmienia się ich kształt . Tworzy się coś, co wygląda jak lejek, przez który przelatują cząsteczki zawarte w wietrze słonecznym, aż docierają do ziemskich biegunów magnetycznych. To wszystko dzieje się na tej półkuli, na której jest dzień. Tej zorzy nie widać. Wiatr słoneczny pędzi jednak dalej, okala Ziemię i ponownie wchodzi w reakcję z ziemskimi polami magnetycznymi. Ponownie się one łączą, gaz uwalniany przez wiatr słoneczny ponownie pędzi „lejkiem” w stronę ziemi, ale już po tej nocnej stronie. Kiedy wiatr słoneczny dociera do biegunów magnetycznych, dzieje się zorza nocna. I wtedy właśnie ją widać.
Zorza porusza się z prędkością około 100 km/sek. Obserwując zorzę na nocnym niebie trzeba być czujnym. Zorza po prostu zapierdala i ma tendencję do pojawiania się dosłownie znikąd w najróżniejszych miejscach. Jeśli aktywność Słońca w danym dniu była wysoka (KP 4 i więcej), można liczyć na to, że zorza utrzyma się długo na niebie. Nie ma jednak pewności, czasem trwa to 15 minut, czasem 4 godziny.
Cykl słoneczny i jego wpływ na zorzę
Słońce funkcjonuje w 11-letnich cyklach. Można to porównać do bicia serca człowieka, ale na „trochę” większą skalę. Cykl słoneczny mierzony jest według liczby czarnych plam na powierzchni słońca, czyli jak już wiesz, bezpośredniego wyznacznika jego aktywności. Im więcej czarnych plam na powierzchni, tym wyższa aktywność słoneczna. W kwietniu 2018 Słońce rozpoczęło 25 cykl, a co ciekawe, plamę rozpoczynającą ten cykl odkrył Polak, dr Tomasz Mrozek z Instytutu Astronomicznego Uniwersytetu Wrocławskiego i Zakładu Fizyki Słońca Centrum Badań Kosmicznych PAN. Szczyt aktywności słonecznej przewidywany jest na rok 2024 z KP dochodzącym do 9 (9 to maksimum). Nie wiem jak Ty, ale ja już wiem gdzie będę w zimie 2024.
Gdzie występuje zorza polarna?
Na Jowiszu, Saturnie, Uranie i Neptunie, hehehe. No i na Ziemi. Skoro już wiesz jak powstaje zorza, to nietrudno zgadnąć, że pojawi się ona w okolicy ziemskich biegunów magnetycznych. Przy KP 9, czyli bardzo silnej aktywności słonecznej, zorza może być widoczna nawet w Polsce. Zorzę najlepiej obserwować za kołem podbiegunowym. Świetnie sprawdzi się północna Norwegia. Malownicze Lofoty, dzika i mniej popularna Senja, okolice Tromsø. Zorze występują także na Islandii, na Alasce, na północy Rosji, Finlandii. Właściwie nie ma to większego znaczenia gdzie jesteś, bo przy dużej aktywności słonecznej, tą zorzę widać po prostu wszędzie na dalekiej północy. To w zasadzie jedno z „moich” większych odkryć. Zanim poleciałyśmy z dziewczynami do Tromsø, byłam przekonana, że zorzy trzeba szukać. Że ona pojawia się w jakimś jednym, konkretnym miejscu i znalezienie jej graniczy z cudem. Otóż nie. Przy KP 4 i więcej, ta zorza jest i nie ma to znaczenia czy jesteś na Lofotach, w Tromsø czy na Islandii. To znaczy również to, że polować na zorzę możesz na własną rękę, bez konieczności wykupywania drogich wycieczek zorganizowanych, które wszak zobaczenia zorzy nie gwarantują.
Czy zorza polarna w rzeczywistości wygląda tak jak na zdjęciach?
Tak i nie. To wszystko zależy od tego jak silna jest zorza. Ta pierwsza, którą zobaczyłyśmy jak tylko wyjechałyśmy z Tromsø, była raczej niewielka. Cieszyłam się jak nie wiem co, że widzę zorzę, ale wyglądała ona bardziej jak jaśniejsza smuga na niebie. Taka nieśmiała zórzka. Zdecydowanie intensywniej wyglądała na zdjęciach przy dłuższym naświetleniu. Dwa dni później, na północy Norwegii panowało jakieś dziwne poruszenie. W internecie i w punkcie informacji turystycznej dowiedziałyśmy się o burzy słonecznej i że na tamtą noc przewidywana jest konkretna zorza (KP 4 do 5). Pierwsze miejsce do którego pojechałyśmy było niemal całe zachmurzone, a i tak dało się zauważyć mocno zielone, ruchliwe pasma. Działo się to na plaży Skagsanden, znanej na Lofotach miejscówce przyciągającej entuzjastów fotografii. Na drodze przy plaży zebrał się tłumek fotografów i nawet nie musiałyśmy wychodzić z auta żeby się dowiedzieć, że właśnie zaczęła się zorza, bo ludzie zaczęli normalnie WIWATOWAĆ. Klaskać, robić wszelkiego rodzaju „łaaaaaaaał”, itp. To nadal nie był ten moment, kiedy straciłam rozum. Potem pojechałyśmy na plażę Myrland (najpiękniejsza!). Oprócz nas, było tam dwóch innych ziomeczków i całe szczęście, bo właśnie tam odstawiłyśmy największy cyrk. (Niczego nie żałuję).
No więc kiedy zorza zaczęła się tam – w miejscu gdzie po pierwsze, był piękny widok, po drugie nie było chmur, po trzecie, KP 4 z hakiem (!), odebrało mi rozum. A właściwie to nam, bo jak tylko wysypałyśmy się z Jaguara i zobaczyłyśmy jak ta zorza tańczy z każdej strony i jaka jest silna, odstawiłyśmy jakiś zbiorowy pisk. Skakałyśmy jak piłki, dziwię się, że się o siebie nie poobijałyśmy. Ja pamiętam tylko tyle, że w pewnym momencie klęczałam w zaspie śniegu i próbowałam robić jakieś zdjęcia, ale w zasadzie było mi wszystko jedno. Ta zorza była tak cudownie dynamiczna, mieniła się zielenią i fioletem, układała w najróżniejsze wzory na niebie. Atakowała dosłownie z każdej strony. Ja zazwyczaj nad sobą panuję, częściej heheszkuję niż pokazuję, że jestem wzruszona – jak coś mocno przeżywam to kompletnie nie daję tego po sobie poznać. Ta zorza była tak niesamowicie pięknym doświadczeniem, wzruszającym, że w pewnym momencie zorientowałam się, że mam mokre policzki.
Jak fotografować zorzę polarną? Krótki poradnik o sprzęcie i przygotowaniu.
Jest kilka rzeczy, o których trzeba pamiętać fotografując zorzę polarną. Niby o nich wiedziałam, ale w momencie silnych emocji część z nich tak czy owak wyparowała mi z głowy. Dopiero dzień po zorzy w Myrland, kiedy byłyśmy już na Senji i przytrafiła nam się kilkugodzinna zorza polarna, byłam w stanie jednocześnie myśleć i robić zdjęcia. ;) To po kolei, jak fotografować zorzę polarną?
Fotografowanie zorzy: sprzęt i ustawienia
Statyw.
Musisz mieć solidny statyw. Dlaczego? Ponieważ będziesz korzystać z dłuższych czasów naświetlania, a bez stabilizacji aparatu zdjęcia wyjdą poruszone. Mój statyw sprawdza się idealnie w warunkach mieszkaniowych, studyjnych. W obliczu silnego wiatru nie radził sobie najlepiej co poskutkowało poruszonymi zdjęciami. Statyw można też dodatkowo ustabilizować wieszając na nim ciężki plecak, rozstawiając możliwie najniżej nogi statywu, trzymając go stabilnie w trakcie robienia zdjęć. Ja w akcie desperacji nawet zawiązałam na nim własny szalik. Najlepiej jednak mieć po prostu porządny statyw.
Jasny, szerokokątny obiektyw.
Zorza jest OGROMNA. Możesz co prawda tak jak ja robić portret nieba używając obiektywu 50 mm, ale możesz też skorzystać z szerszej perspektywy, złapać więcej nieba i trochę krajobrazu. Paulina fotografowała zorzę na szerszych ogniskowych (16 – 35 mm). Możesz u niej zobaczyć jaką to robi różnicę w kompozycji. Jasny obiektyw to taki ze światłem f/ 1.4 – 2.8. Ciemniejszy obiektyw nie ma za bardzo sensu, bo trzeba wtedy nadrabiać dłuższym czasem naświetlania lub wyższym ISO. Jeśli na niebie jest zorza, która porusza się szybko, to zbyt długi czas naświetlania spowoduje, że na zdjęciu będzie wielka zielona plama zamiast fantazyjnych esów floresów. Większość zdjęć, które widzisz w tym wpisie robiłam na f/1.4, ISO 500-600, 3.2 – 5 sek. Ale wiadomo, ustawienia zależą od warunków i trzeba je na bieżąco kontrolować. Pamiętaj też, że korzystając z bardzo długich czasów naświetlania (powyżej 15 sekund), możesz uchwycić na zdjęciu ruch gwiazd. W fotografii gwiazd to pożądany efekt, ale niekoniecznie przy fotografowaniu zorzy.
Aparat, który ma w miarę dobre ISO.
My miałyśmy szczęście i epickie zorze, przy których ISO 500 – 600 już było wystarczające (ale przy f/1.4!). Bywają jednak słabsze zorze (lub ciemniejsze obiektywy!), a wtedy przydaje się możliwość wejścia na wyższe czułości. Aparat, który daje radę przy ISO 1600 bez utraty na jakości zdjęcia będzie dobrym wyborem.
Dodatkowe baterie do aparatu.
Na zimnie dziwne rzeczy dzieją się z bateriami. Warto dodatkowe akumulatory trzymać w kieszeniach blisko ciała, żeby zawsze były w miarę komfortowej temperaturze.
Wężyk spustowy – opcjonalnie, samowyzwalacz – koniecznie
Jeśli chcesz zrobić timelapsy przyda się wężyk spustowy lub aplikacja na telefon, która pozwoli zdalnie wyzwalać migawkę (o ile masz możliwość połączenia aparatu z telefonem przy pomocy wifi). Z tego co wiem, Paulinie wężyk nie wytrzymał temperatur, ja zaś nie korzystałam z aplikacji, bo nie miałam potrzeby robienia timelapsów. Pamiętaj też, że na zdjęciu przy takich czasach naświetlania będzie widać nawet najdrobniejsze drgania. Dobrze jest ustawić samowyzwalacz np. na 2 sekundy. Dzięki temu unikniesz poruszenia aparatem w momencie naciskania wyzwalacza. Lub korzystać z wężyka jeśli akurat go masz.
Manualny focus
Zapomnij o auto focusie. W ciemności nawet najlepszy sprzęt nie złapie sam ostrości. Zamiast robić zdjęcia, obiektyw będzie tylko bez sensu szukał punktu ostrości marnując czas trwania zorzy. Przełącz się na live view i ostrz manualnie na jasne, duże obiekty w dalszej odległości. Paulina pokazała mi też świetny patent ostrzenia po ciemku. Wystarczy przybliżyć obiekt na live view i wtedy ręcznie dokręcić ostrość. Dzięki temu można mieć względną pewność, że zdjęcie wyjdzie ostre. Niektóre poradniki zalecały ustawienie ostrości na konkretny kard za dnia, zaznaczenie tego miejsca taśmą lub markerem na obiektywie i powrót do tych ustawień wieczorem gdy na niebie jest zorza. Jest to jakieś rozwiązanie, ale według mnie chyba jednak zbyt ograniczające.
Po skończeniu fotografowania zorzy, przenosząc aparat z zimnych przestrzeni do ciepłego domu, poczekaj chwilę nim wyjmiesz go z torby, włączysz i zaczniesz przeglądać zrobione zdjęcia. Zbyt gwałtowna zmiana temperatury może się skończyć uszkodzeniem elektroniki w aparacie.
Idealne warunki do fotografowania zorzy
Bezchmurne niebo.
To dość oczywiste. Jeśli na niebie będą chmury (jak były na plaży Skagsanden), to zobaczysz tylko ułameczek zorzy (o ile w ogóle). Najmniej korzystne są chmury niskie. Nie jest to jednak w żadnym stopniu od Ciebie zależne. Warto jednak mieć czas i nie rezygnować z wypatrywania zorzy tylko poczekać aż może wiatr przewieje chmury. Przydatną stroną do sprawdzania zachmurzenia jest Windy.com. Najbardziej rzetelnym serwisem do sprawdzania pogody jest Yr.no, a najbardziej łopatologicznym serwisem zbierającym wszystkie dane i dającym zorzowe prognozy jest NorwayLights.com.
Brak zanieczyszczenia świetlnego.
W mieście jest trudniej nie tyle dostrzec zorzę, co zrobić jej udane zdjęcie. Pamiętaj, że będziesz działać na dłuższych czasach naświetlania. Czas odpowiedni do dobrego naświetlenia zorzy może skutkować np. nieładnymi przepaleniami w miejscu gdzie jest zbyt duże nagromadzenie świateł miejskich.
Mały księżyc
W miejscach z dala od świateł miejskich można dostrzec jak dużo księżyc daje światła. Jeśli zorza pojawi się akurat tam gdzie księżyc, księżyc może wyjść na zdjęciu jak nieładna, przepalona biała kula. Trzeba z tym uważać i najlepiej robić zdjęcia mając księżyc z tyłu – o ile jest to oczywiście możliwe.
Kiedy jechać polować na zorzę?
Podobno najlepszymi miesiącami na obserwowanie zorzy na północy są wrzesień i marzec – okresy przesileń. My byłyśmy w styczniu i na 7 nocy, 4 były zorzowe. To naprawdę sporo.
W jakich godzinach pojawia się zorza?
Najczęściej zorza pojawia się między 23:00 – 1:00. W zasadzie możemy to potwierdzić. Na Senji jednak, dzień po burzy słonecznej, zorza zaczęła się około 19:00 i trwała w zasadzie nieprzerwanie do 1:00. Często bywa tak, że już myślisz, że jest koniec zorzy, a ona wtedy jeszcze raz daje spektakl. Dlatego naprawdę nie warto się spieszyć, tylko dać sobie i jej czas.
Co zabrać na fotografowanie zorzy?
Ciepłe ubrania.
Oj, jak mi się przydała moja odzież z wełny merynosów. Ta sama, w której śmigałam na Islandii. Temperatury zimą na północy Norwegii bywają ekstremalne. My przerobiłyśmy zakres od -1 do -29 stopni. Ja osobiście polecam założenie bielizny termoaktywnej z wełny i dopiero na to odzież funkcjonalną. Jak zawsze przy takich outdoorowych tematach, zapomnij o bawełnie. Bawełna nie grzeje, nie odprowadza potu, nie schnie szybko, nie izoluje od zimna i w ogóle jest do bani. Dobrze też mieć dwie pary skarpet, ciepłe, nieprzemakalne buty trekkingowe, dobre rękawiczki, ciepłą czapkę. I stuptuty. Niby detal, a jest w nich o wiele cieplej plus możesz do woli klęczeć w śniegu i oglądać zorzę i nie przemoknąć.
Termos
Termos z gorącą herbatą lub kawą. Nie raz nas te gorące herbatki uratowały.
Jedzenie.
Nie wiesz jak długo będziesz czekać na zorze. Może wcale, a może kilka godzin. Warto mieć ze sobą coś do zjedzenia, chociażby po to, żeby odegnać niecierpliwość i chęć szybszego powrotu do domu w przypadku chwilowego braku zorzy. My miałyśmy zawsze mnóstwo gorzkiej czekolady, wafle ryżowe, hummusy i inne pasty oraz marchewki.
Folia ratunkowa NRC
Jeśli ciężko znosisz zimne temperatury, to przydatna może być folia ratunkowa NRC. My dogrzewałyśmy się w Jaguarze, ale gdyby nie tak komfortowe warunki, folia na pewno byłaby przydatna.
Czy zorza polarna to bardziej Walkiria czy duch starej kobiety, która nie zaznała cielesnej miłości?
To jasne, że zjawisko tak magiczne jak zorza polarna musiało dorobić się swoich własnych mitów i legend. Aurora z greckiego to brzask, świt. Boreas to wiatr. Wygląda więc na to, że już nawet Starożytni Grecy wiedzieli, że jest silny związek między aktywnością słoneczną, a zorzą. Jedna z norweskich legend głosi, że zorza to duchy tańczących, starych, niezamężnych kobiet, które nie zaznały miłości cielesnej za życia. Inna legenda służyła do straszenia dzieci. Podobno zorza zjadała lub porywała dzieci by im następnie urwać głowę i grać nią jak piłką. Inna legenda głosi z kolei, że zorza to światło odbijające się od włóczni i tarcz Walkirii, córek Odyna, pięknych dziewic-wojowniczek ujeżdżających skrzydlate konie, które miały wybierać, który z wojowników umrze w walce, a który będzie walczył kolejnego dnia. Na Islandii z kolei istniała legenda, że zorza pomoże uśmierzyć ból rodzącej kobiety jeśli tylko nie spojrzy na zorzę. Jeśli nie oprze się pokusie i zobaczy zorzę, jej dziecko będzie miało zeza. Na Grenlandii zorza miała z kolei oznaczać dusze nienarodzonych dzieci. W Finlandii zorza była związana z lisem, który tak szybko biegał po lasach, że jego ogon wzniecał iskry, które ulatując ku niebu tworzyły to spektakularne zjawisko. Fascynujące, prawda? Jeśli ja miałabym napisać kolejną legendę o zorzy, to z pewnością byłaby ona związana z utratą rozumu i błąkaniem się po świecie.
Zorza polarna na północy Norwegii – podsumowanie
Zobaczenie zorzy polarnej było jednym z moich największych marzeń. STRASZNIE się cieszę, że mogłam w końcu zobaczyć to wyjątkowe zjawisko. Wiem już też, że na pewno będę chciała zobaczyć zorzę w przyszłości. To nie jest tak, że zobaczysz ją raz i koniec, satysfakcja wieczna jest, można wracać. Zorza uzależnia. Chciałabym zobaczyć zorzę z KP 6 i więcej. Albo zorzę feniksa, o której opowiadała mi Paulina. Zorzę czerwoną i białą. Po prostu – chciałabym móc oglądać to częściej.
Inne wpisy z Norwegii znajdziesz tutaj.